argumentuje, że w takiej Brazylii są miliony spirytystów i że dlatego "ludzie są tam bardziej uwrażliwieni na cierpienie innych". Nie wiem dlaczego, ale jakoś nie mogę się pozbyć wrażenia, że pani Maja Ostaszewska występuje tu w roli porte parole reżyserki . . .
Tiaaa. Owa brazylijska wrażliwość na cierpienie zapewne objawia się tym, że w całym roku 2015 popełniono tam 55.547 zabójstw, co daje wskaźnik 26,74 zabójstw na sto tysięcy mieszkańców. Wystarczy wpisać w wyszukiwarce: 'homicide rate by country'.
Dla porównania, w Polsce w tym samym roku 2015 "zaledwie" 286 zabójstw (0,74 / 100 tys. mieszk.).
Nawet w Stanach Zjednoczonych - których przekleństwem podobno jest powszechny dostęp do broni i gdzie niemal codziennie ktoś otwiera ogień a to w kinie a to w szkole czy college'u - zabójstw było 15.696 (4,88 ofiar śmiertelnych / 100 tys. mieszk.).
Nie ma to jak uduchowione stąpanie w chmurach i bredzenie bez związku z realiami.