Jak to się dzieje, że im bardziej artystyczny utytułowany i nagradzany film, tym większe prawdopodobieństwo, że będzie wiał nudą? Można tu przytaczać wiele przykładów, np "Zimną wojnę" (ta jeszcze nie była najgorsza), czy ten meksykański, ale Polacy się specjalizują szczególnie w tym. Mam klękać przed tym, że reżyserka wystylizowała scenerię na dziadowsko-prlowską? Albo przed artystycznym ujęciem kamery z tej czy innej strony? Czy aż tak sobie wmówiliśmy, żeby klękać przed czymś co w mniemaniu krytyków jest dobre?