Gdybyś przeczytał więcej niż jeden czy dwa komentarze w racjonalny sposób krytykujące tę megaprodukcję, z pewnością zauważyłbyś, że cały ten jak to nazywasz "ból dupy" nie ma w najmniejszym stopniu nic wspólnego z żadną polityką, lewactwem czy jakimkolwiek stosunkiem widzów do samej aborcji. A to m. in. dlatego, że ten "film" nie dotyka bezpośrednio ani tematu aborcji, ani też żadnego innego w szczególności. Jest to zwykły, w prymitywny sposób nawinięty na rolkę (bo z pewnością nie nakręcony) zlepek przypadkowych scenek rodzajowych rodem ze szkolnego kółka teatralnego, którego tematem dnia była akurat służba zdrowia. Scenek, po obejrzeniu których nie wiadomo wręcz jak zareagować, gdyż sięgający sufitu poziom zażenowania zarówno u widza, jak i momentami samych aktorów odgrywających owe sceny jest głównym, jak nie jedynym elementem tego przedstawienia. Z kolei fakt, że tylu znanych i cenionych do tej pory aktorów wzięło udział w tej farsie woła o pomstę do nieba! To nic innego jak aborcja i pogrzeb polskiej kinematografii w jednym!

Bądźmy szczerzy - jedynym motywem do stworzenia tego "arcydzieła" było wywołanie skandalu, na którym to z kolei można (najczęściej) zarobić sporą kasę. Niestety, coś co wczoraj było skandalem, dziś jest na porządku dziennym. By nie powielać więc tego, co już było, twórca poszedł z fantazją o krok dalej, w efekcie czego zamiast skrzętnie planowanego wywołania szoku na widowni, zafundował sobie strzał w kolano. Ot, i cała historyja - taka to Panie "polytyka".