PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=779862}

Bracia Sisters

The Sisters Brothers
6,6 14 915
ocen
6,6 10 1 14915
6,6 27
ocen krytyków
Bracia Sisters
powrót do forum filmu Bracia Sisters

Wenecję w tym roku zalało sporo filmów, które bedą z pewnością ważnymi pretendentami do Oscarowego wyścigu. Pośród tych wszystkich gorących tytułów do dzisiaj nie było jednak niczego, co podbiłoby w pełni moje serce. Jednak z rana okazało się, że „The Sisters Brothers” Jacquesa Audiarda to film kompletny. Francuz w końcu został wyeksportowany za wielką sadzawkę, i świetnie się odnalazł w hollywoodzkim rozmachu.

„Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób” - bon mot Tołstoja świetnie opisuje tytułową rodzinę Sisters. Ich historia zostaje odkrywana stopniowo, bo przez wiele czasu Audiard stosuje zasłony dymne w postaci strzelanin i humorystycznych gagów. Okazują się one ostatecznie jedynie ozdobnikami wokół głównego motywu nieoczywistej braterskiej miłości. Joaquin Phoenix oraz John C. Reilly tworzą na ekranie świetny duet tytułowych braci - skojarzenia z buddy comedies są jak najbardziej na miejscu. Do tego tandemu dorzućmy jeszcze Riza Ahmeda i Jake’a Gylenhaala, by otrzymać praktyczny samograj.

Film czule opowiada o relacji Elia i Charliego Sisters, pomimo faktu, że robią oni w dosyć brutalnym fachu łowców głów. Choć akcja osadzona jest w czasach gorączki złota, to kontekst historyczny jest dla historii braci Sisters drugorzędny. W świetnej otwierającej sekwencji widzimy zabójcze rodzeństwo w akcji, gdy z hukiem wybijają licznych przeciwników podczas nocnego starcia pośrodku niczego. Działają na zlecenie człowieka o wiele mówiącym przydomku The Commodore (Rutger Hauer w jednym, ale jakże ujmującym cameo). Ich następnym zadaniem będzie znalezienie Hermanna Kermita Warma (Riz Ahmed), na którego tropie jest już John Morris (Jake Gylenhaal). Dzieło Audiarda skupia się więc na opowiadaniu równolegle historii obu duetów bohaterów. Choć chemia pomiędzy Morrisem i Warmem jest mniej przekonująca, to taka struktura narracyjna nadaje „The Sisters Brothers” jeszcze bardziej zawrotnej dynamiki.

Film oparty jest o książkę o tym samym tytule Patricka DeWitta, która świetnie została przekuta w zajmujący, pełen plot twistów scenariusz. Historia „The Sisters Brothers” jest przede wszystkim tak dobra, ponieważ płynnie przepływa pomiędzy bardzo skrajnymi emocjami, nie grając przy tym żadnej fałszywej nuty. W przeciągu kilku minut Audiard potrafi przejść z zupełnie elegijnego nastroju do komedii pełną gębą. Dzieje się to jednocześnie w ramach westernowego gatunku, który przeżywa w Wenecji niespodziewany renesans.

Trochę ciężko się o tym dziele rozwijać nie wchodząc w szczegóły fabuły. Jednak to, co w filmie Audiarda najbardziej mi zaimponowało było użycie przeszłości, jako koła zamachowego całej historii. Przeszłości, która przez zdecydowaną część filmu pozostaje enigmą. W dosyć abstrakcyjny sposób „The Sisters Brothers” kojarzyło mi się przez to z „Trzema Billboardami za Ebbing, Missouri” oraz „Manchester by the Sea”. W jednej ze scen bohaterowie docierają do Pacyfiku. „Czy kiedykolwiek dotarliśmy razem tak daleko?” pyta prostoduszny Charlie, na co Eli pyta go: „W rozmowie?”. Choć młodszemu bratu nie o to chodzi, to nie sposób nie zgodzić się z tym pytaniem. W trakcie swojej podróży bracia odkrywają bowiem o sobie rzeczy, które przez lata ich współpracy nigdy nie wyszły na wierzch. Tytuł filmu jest nie tylko żartem słownym, ale także komentarzem na temat głównych bohaterów. „The Sisters Brothers” to przede wszystkim film o męskiej samotności, która w erze okazji i gorączki niespecjalnie może być zaspokojona przez stałe żeńskie towarzystwo. Film stanowi więc w głównej mierze portret męskiej samotności, która zostaje klaustrofobicznie osaczona w realiach świata, w którym wszystko jest rzekomo na wyciągnięcie ręki.

Warto jeszcze wspomnieć, że film dzięki licznym zwrotom akcji gna do przodu z zawrotną prędkością, porywając ze sobą widza. Nie ma tutaj przestojów, dłużyzn czy zbędnych scen. Jak już jednak wspomniałem, Audiard znajduje jednocześnie miejsce w napakowanym akcją filmie na chwile refleksji. Festiwalowi w Wenecji jeszcze zostało sporo do końca, ale ja póki co znalazłem swojego faworyta w wyścigu po Złotego Lwa.

Po więcej tekstów z Wenecji zapraszam na www.kalejdoskop.wroclaw.pl i na nasz facebook: https://www.facebook.com/kalejdoskopwroclawpl/?tn-str=k*F

tybox

Jak patrze po ekipę, to wciąż są to ci sami ludzie, co pracują z Audiard przy każdym jego filmie w Europie. Od scenarzysty do montażysty. Więc pomimo, że film kręcono w USA, z amerykańskimi aktorami, to jednak wciąż chyba kino europejskie. Chyba ten sukces, który tu trąbisz wynika z tego, że za wielką wodę zabrał wszystkich współpracowników, a nie jak to często bywa reżyser ruszyła na Zachód sam i został tam pożarty.

ocenił(a) film na 9
brava

Powiem tak: nie widziałem nic innego tego reżysera, więc ciężko mi rzec, czy jego styl się zmienił po „przeprowadzce" do Stanów. Może być tak, jak mówisz, że dzięki swoim współpracownikom jego talent mógł dalej wybrzmieć tak jak w Europie. Ale to też trochę spekulacje, bo dochodzi do tego na przykład kwestia producentów, którzy mogą bardziej ograniczać jego wizję, by ta była wycięta pod mainstreamowy amerykański gust.

tybox

To koniecznie musisz nadrobić jego wcześniejsze filmy, to znakomity twórca. To jeden z tych reżyserów europejskich, którzy bardzo sprawnie łączą kino gatunkowe z realizmem społecznym. Jego najbardziej ceniony i znany "Prorok" to kino gangsterskie pełną gębą, taki współczesny europejski "Ojciec chrzęstny". Zresztą jego kontakt a amerykańskim kinem nie jest tu pierwszym, jego "W rytmie serca" to przecież przeróbka amerykańskich "Palców", a "Rydza i krew" to ekranizacja kanadyjskiej powieści, która realiami bliższa jest tym amerykańskim, niż europejskim. Moim ulubionym jego filmem pozostaje wciąż "Z twoich ust", o kryminaliście, który po wyjściu z więzienia nie może wyplątać się z przestępczych zależności, więc wymyśla genialny plan. A w tle mamy bardzo subtelną opowieść o miłości niemożliwej. Piękne kino.

Można powiedzieć, że głównym motywem jego kina to bohater, bohaterowie, którzy są podawani presji społecznej, są w sytuacji, z której niemal nie da się wyjść, ale podejmują walkę. Bohaterowie robią wszystko, żeby zmienić swoje życie.

ocenił(a) film na 9
brava

film kręcono w Hiszpanii i Rumunii

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones