Choc poczatkujacych ostrzegam, ze moga sie rozczarowac, jesli oczekuja wartkiej akcji czy powalajacych gagow.
Film jest wg mnie genialny w swej prostocie i zlozonosci jednoczesnie. No bo mamy tu faceta w sredniopoznym wieku, ktory nagle dostaje okazje powertowac w swoich niespelnionych milosciach. Wyrusza zniechecony na maksa, apatyczny, milczacy. Cisza. Zblizenie. Cisza. Zblizenie. Zatrzymanie. Cisza. No i co moze pociagac w tej fabule? No wlasnie nei wiem, ale Jarmusch jest dla mnie takim Wizzardem- na mnie dziala jego magia.
A najlepsze jest to, ze u Jarmuscha nei jest najwazniejszy cel sam w sobie, ale droga, droga do celu. A to co znajdzie sie na jej koncu zalezy od nas samych. On sie w to nei miesza. Wiec jesli chcesz wiedziec wszystko po seansie to lepiej idz na "M jak milosc".
K.