Mam wrazenie, ze bohater popadl troche w paranoje i wszedzie widzial znaki i w kazdym mlodym chlopaku widzial swojego syna. Troche jakby popadal w obled...Kazda rozowa wstazeczka, czerwone kalosze...
Poza tym, rzeczywiscie mozna sobie samemu dokonczyc caly film. Obstawialabym chlopaka w autobusie, jako syna, a matka to ta handlarka nieruchomosciami z irytujacym mezem. Ta rozmowa o ich wlasnych dzieciach, to, ze jej maz byl wyraznie zazdrosny i znal go z opowiesci zony...
A jezeli nie, to moze rzeczywiscie ta jego byla dziewczyna to wszystko uknula...?
Tylko tak, jak mowie: mozna popasc w paranoje i na podstawie czerwonego tuszu, albo rozowej wstazki ukladac tezy w glowie....
Do przemyslenia na wieczor :)