Tak powinien brzmieć tytuł filmu. Na początek chciałbym odradzić recenzję na filmwebie, która jest pełna jadu i może zniechęcić do tego naprawdę niezłego filmu.
Peter Fonda, znany z 'Easy Ridera', czy 'Hell's Angels' zagrał tutaj brudnego typka, który razem z kumplem robią napady. Oczywiście nie są to napady w stylu 'Ucieczki gangstera' Sama Peckinpaha, tylko bardzo nieciekawe wyłudzenia pod groźbą zamordowania rodziny. Kiedy poznajemy bohaterów, przekonujemy się, że epatują oni jedynie pewnością siebie, niekoniecznie przemocą.
Jasnym punktem jest tutaj Susan George, szalona laska która chce się urwać z domu i spróbować przygód. Aktorka, oprócz wyglądu, popisuje się tutaj również talentem aktorskim, widz uśmiecha się za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie (czyli prawie cały czas).
Mamy tutaj również postać szeryfa, który gdzieś ma zasady i kieruje się swoim instynktem, niczym myśliwy. Tylko człowiek tak szalony jak on jest w stanie dorwać szalonego Larry'ego.
Mamy tutaj dużo fajnych pościgów, kiwania glin rodem ze 'Smokey and the bandit', oraz pięknie warczące muscle cary.
Film ogląda się szybko i przyjemnie.
Niestety, wraz z prędkością zielonego Chargera kończą się pomysły scenarzysty.

[spoiler]




Ostatnie jazdy pośród sadów nie są już tak ciekawe jak reszta filmu. Spodziewałem się jakiejś blokady, strzelaniny albo happy endu. Tymczasem otrzymaliśmy typowe zakończenie w stylu 'kończymy pisanie, zaczynamy zdjęcia a na koniec coś się wymyśli'.
No i szeryfowi nagle kończy się paliwo, gra z bohaterami w bambuko, a ci, ciesząc się, że im się udało, zostają zmiażdżeni przez pociąg.
Reżyser chyba uznał, że skoro 'Vanishing point' okazał się sukcesem, to i tutaj może walnąć kraksę. Z tym że w 'Znikającym...' zakończenie miało sens; pozwalało ułożyć widzowi film w głowie i dojść do wniosku, czemu Kowalsky tak zawzięcie uciekał.
Tutaj zakończenie jest taką samą doczepką jak w 'Piekle na pacyfiku'...