Ludzie z problemami, z którymi nie potrafią sobie poradzić irytują. Zwłaszcza w filmie, w którym skupiamy się na bajeranckim życiu ze snów Hugh Granta, który nic nie robi, kasę ma i dmucha panienki. A tu nagle... bum... rycząca matka.
nie irytowało mnie to , że miała problemy , bo w innych filmach ludzie też je mają i nie irytują.
Bardziej chodzi o wygląd i sposób zachowywania się , mimika twarzy czy mówienie ...
A znasz jakichś 'nawiedzonych' w prawdziwym życiu? Miałem okazję z kilkoma takimi przebywać, i wg mnie Toni Collette zagrała to mistrzowsko. Choć samą postać też uznałbym za irytującą, tak samo jak zrobił to Will.
Mnie również irytowali ale irytowali dlatego bo tak miało być. Wszystko w tym filmie było przejaskrawione i takie już było jego założenie, że opierał się na skrajnościach. Przeplatanie depresji Fiony (zwróćcie uwagę na ujęcia w jakich pokazywany był jej histeryczny płacz- raczej nie miało to na celu pokazanie dramatu) z euforią, Will na pierwszy rzut oka ma wszystko a tak naprawdę nie ma nic, wkurzający wręcz bezczelny w swoim zachowaniu w stosunku do dorosłego faceta chłopiec a nie może sobie poradzić z docinkami małolatów w szkole... itp
Dokładnie, podobne miałam odczucia. Czyli nie straciłam całej empatii, nie tylko mnie irytowali :)
Pomimo tego film oceniam pozytywnie, opowiada ciekawa historie, a wkurzające postacie czynią go wyróżniającym sie na tle innych filmów. Wart obejrzenia.
Mnie znacznie bardziej jej stylówa. Problemy problemami, każdy jakieś ma, ale dlaczego od razu przebierać się za yeti?