Temat filmu to wielka płaszczyzna do ukazania całej fali wzruszeń. Niestety obraz ten wykonany został niedbale, po łebkach, w związku z czym w pewnej chwili przestaje widza w ogóle poruszać. Charakteryzatorzy chyba zastrajkowali; główni bohaterowie w momencie, gdy ich dzieci są dorosłe, wyglądają identycznie jak w dniu ich narodzin. Nastoletni syn Davida i Nory wygląda jak ponad 30-letni Janko Muzykant (a jego mamuśka wciąż młodziutka jak za czasu jego poczęcia , więc w rezultacie stojąc obok siebie wyglądają jak równolatkowie). Na głowach co poniektórych toporne peruki...oj kiepsko to wyszło.
Bardzo da się odczuć, że jest to produkcja telewizyjna. Aktorzy nie są naturalni i nie umieją nas do siebie przekonać (no pomijając może Emily Watson, bo jej talent ratuje w jakimś stopniu tą średnią produkcję), w związku z czym film nie wzbudza żadnych wyższych emocji.
Spodziewałam się czegoś o wiele bardziej głębokiego i poruszającego, a zostałam poczęstowana dośc płytkim i tanim wyciskaczem łez kierowanym do Mam Muminka.