Mam wrażenie, że po sukcesie "Labiryntu Fauna", Amerykanie stwierdzili iż czarnooka Ivana Baquero sprawdzi się w prawdziwym horrorze. Ściągneli więc Kevina Costnera, autora pięknej muzyki do wspomnianego dzieła Guillerma del Toro Javiera Navarette i paru innych ludzi, którzy mieli stworzyć dobry film.

Niestety, daleko "Córce" zarówno do dobrego filmu, jak i "prawdziwego horroru". Daleko Louisie do niewinnej Ofelii, Costner w roli zagubionego tatusia, który boi się pająków i strzelb także wypada słabo. Jeśli zaś chodzi o fabułę... No cóż, przez większość filmu mamy nieudolnie budowane napięcie, po czym następuje wielki wybuch. A przepraszam, przecież wszechobecna bieganina, "tajemnicze" sny o kurhanie koło nowego domu, który sprawia że Louisa wariuje oraz dziwne przedmioty znajdowane w dziwnych miejscach sprawiają że nie można usiedzieć w miejscu! Moim zdaniem wyłącznie z zażenowania, wywołanego przez wtórność i miałkość tego obrazu.

Film Luiso Berdejo to mdła mieszanka wszystkiego, czego w mainstreamowym kinie grozy byliśmy już świadkami. Jest inspiracja kultowym "Blair Witch Project", jest ściągawka z "Nieproszonych gości", są i efekty rodem ze "Znaków" Gibsona (oczywiście dużo słabsze wizualnie) oraz z jeszcze paru filmów, których nazw nie pamiętam. Wtórność wtórnością, no ale powolny rozwój akcji to chyba nowość. Końcówka także pozostawia sporo do życzenia - nijakie ucięcie finałowego starcia sił dobra ze złem sprawia że znudzony dotychczasowym tempem akcji widz zdenerwuje się i wystawi mu negatywną ocenę. Będą też jednak tacy, którzy stwierdzą że to idealne "otwarte zakończenie" i będą w nim upatrywać jakiejś głębi i dziesiątego dna. Cóż, to trzeba przyznać "Córce" Berdejo - niektórych potrafi omamić. Należy się jednak przeciwstawiać pokusom, w jakiejkolwiek formie by nie były podane...