Oglądając film Cassern miałem wrażenie, że najważniejsza jest muzyka a obraz to tylko tak w ramach dodatku. Mamy tu do dyspozycji muzykę: klasyczną, pop, rock, czasami zalatuje nawet jakimś kiepskim techo/paratechno. Tyle dźwięków w tym widowisku, że widź/słuchacz zostaje przygnieciony nawałą akustyczną. Niestety to poważny błąd co powie każdy filmowiec - muzyka (nawet najlepsza) nie może dominowć. Muzyka ma się idealnie wkomponowywać w film! Zresztą co za film? Casssern to 141 minutowy klip. Jak dla mnie za długi.
Słówko o fabule:
Koktajl tysięcy razy odgrzewanych kiepskich trunków, czyli moralizatorski bełkot o tym jak człowiek lubi się zabijać, i to jeszcze w kiepskim stylu. Osobiście zachodziłem się śmiechem jak grupka ocalałych klonów brodząc w śniegu stała na szczycie jakiejś góry - miałem wrażenie jakby stał tam Mojżesz (w tle leciała strasznie podniosłe dźwięki - pewnie mówiące o powadze chwili). Takimi i innymi scenami na pograniczu śmiechu i absurdu nasączony jest Cassern.
Zdjęcia/ montaż/ grafika!
Duży plus filmu. Ale nie zmienia to wiele.
Podsumowanie:
Swoim skromnym zdaniem uważam, że film Kazuakiego Kiriya to strata czasu - lepiej pokusić się o soundtrack.