John Krasinski próbuje zmartwychwstać jako reżyser, skoro kreowanego przez siebie bohatera już uśmiercił. Zatem postapo, które w pierwszym filmie jeszcze trochę przejmowało, tutaj już letnie, przewidywalne i zwyczajnie nudne, choć muzyka próbuje robić tak zwane „sceny”. Pomijając już to kuriozalne niemowlę ciągle pod tlenem, to w zasadzie dopiero teraz zastanawiam się nad tym, dlaczego ci wyczuleni na dźwięki obcy tłuką tak ludzkość. Ani ich nie jedzą, ani nie mają z tej agresji żadnej korzyści dla siebie. Chyba że ubijają jak człowiek natrętnie brzęczącą muchę. Montaż niezły, ale cóż – tego kotleta nie da się odgrzać. Niestety, będzie kolejna część.