Waląc prosto z mostu: Nicholas Cage w długich włosach wyglądał jak DEBIL. Zapowiadało się całkiem nieźle, ale reżyser spaprał robotę (charakteryzator też). Sceny z króliczkiem chyba miały być wzruszające, ale wywołały we mnie reakcję wręcz przeciwną: zażenowanie i rozbawienie (ale może ja po prostu nie rozumiem tego filmu). Jedynym plusem filmu jest Steve Busceni, ponieważ jego postać nie ma żadnego zwiazku z żałosną fabułą i jest zagrana z dużą dawką autoironii.