Oto Hollywood - wymogi rynku , pieniadz , masowy odbiorca . Kolejne spieprzenie niezlej licencji na historie , piekla powinni bac sie decydenci z Vertigo ,ze pozwolili na produkcje tego chlamu . Watki zaczerpniete z Bad Habits ( seria Hellblazer ,gdzie Constantine "walczy" z rakiem , autorstwa skandalizujacego Gartha Ennisa ) zostaly przeinaczone , swietne dialogi Gartha zastapione tanim patosem i typowymi tekstami w stylu produkcji kina dla idiotow , sprawnie naszkicowani w komiksie , niejednoznaczni bohaterowie ustapili miejsca plytkim , przewidywalnym postaciom ,odbitym z szablonu firm producenckich zgodnie z zasada : byle nie za mocno ,by dobrze sprzedac wszystkim kategoriom wiekowym wraz z maskotkami i nadrukami na koszulkach . Po obejrzeniu trailera obawialem sie ,ze to sie tak skonczy ( niestety ,zapowiadaja kontynuacje) ale kolatala sie po bezkresnych polach naiwnosci iskra nadziei,ze moze jednak nie , ze moze film zrobil czlowiek ,ktory ceni oryginalna tresc tej opowiesci,ze moze producenci przeocza jej elitarnosc a rozbiegane oczka nie zauwaza metki "nie dla wszystkich", albo moze mimo wszystko docenia wklad jej tworcow ... Po dwudziestu minutach filmu iskra zgasla , a po stu minutach opadly mi rece . Wszystko na zasadzie: opowiedzmy o Charlesie Mansonie slowami odpowiedzialnych za Mojego Brata Niedzwiedzia . Kicz, kicz ,kicz i tandeta . Opadly mi rece kiedy Constantine ofiarowuje swe zycie w zamian za zycie siostry pewnej policjantki ( relacja miedzy tymi postaciami pozwala mi przypuszczac ,iz nastapil nowy trend w amerykanskim kinie - "alexandryzm" bohatera ,choc oryginalny John nie stronil nigdy od uciech cielesnych i folgowal sobie w tej materii - ale pewno sie czepiam ; swoja droga ta kobieta to jedno wielkie, zalosne widowisko aktorskie , zapewne winic nalezy scenarzyste , po prostu zal dupe sciska jak bezplciowa ,absolutnie bez wyrazu jest postac policjantki) ..o czym ja pisalem..acha...Constantine nie zrobilby w zyciu takiej glupoty ,nie prosilby tez jakichkolwiek bogow o pomoc jak ma to miejsce w tym filmiku ,Reeves odwala takie teksty "na fileta", jak zawsze, "bez polotu - bez klopotu". Przewija sie jeszcze jakis dzieciak ,ktory wprowadza ten jakze potrzebny element banalnego humoru, komputerowe latajace diabelki , miga , blyska ,ciach ,trach ... Film mozna bylo zrobic za sto razy mniejsze pieniadze i sto razy lepszy ,trzymajac sie oryginalnej historii ,dodajac tam nieco glebi i dojrzalosci a nie ujmujac garsciami . Sram na was szanowni tworcy , wystawiam srodkowy palec i mowie " up yours" . Baj baj.