Moja dalsza wersja wydarzeń: Prawdziwa Virginia Goodman za wszelką chce i tak obronić swojego klienta. Mówi sędziemu, że nie może przegrać tej sprawy. Wręcz przekupuje go. Virginia mówi: jedna potyczka i go wsadzicie. On nie był mordercą. Sąd umarza postępowanie stwierdzając, że ojciec chłopaka i matka wplątali go w intrygę, a dowody są poszlakowe i sfałszowane. Ojciec chłopaka jest wściekły. Na wolności zabija Adriana. Sąd tym razem skazuje ojca na 20 letnie więzienie. Jego adwokatem nie jest już Virginia. Virginia kończy karierę ze sławą i sukcesem. Sprawiedliwość przegrywa. Spełnia się zasada, że tak naprawdę nie ma żadnej sprawiedliwości. A teraz krótkie info do tych co uważają to za mało realną wersję wydarzeń: Są na świecie tysiące skazanych, którzy siedzą w więzieniu niewinnie a zarazem jest tysiące przestępców, którzy siedzieli już na ławie oskarżonych i mimo, że realnie popełnili zbrodnie chodzą na wolności.