Często pojawiające się względem tego filmu porównania z "Nienawiścią" Mathieu Kassovitza są uzasadnione. To również obraz getta, gdzie pozbawiona nadziei młodzież chłonie od otoczenia wszystko co najgorsze. Jakościowo to jednak dwa różne filmy. "La Haine" ma zjawiskową formę, metafory oraz charakterystycznych bohaterów. Tymczasem "Ma 6-T va crack-er" to bardziej dzieło z pogranicza paradokumentu i rapowego videoclipu.
Dostałem całą masę postaci których nie potrafiłem odróżnić i antypolicyjne przesłanie, które zdaje się zupełnie rozgrzesza przestępców zamieszkujących getta. Jean-François Richet wręcz sugeruje jakoby funkcjonariusze byli bezdusznymi istotami, wypełniającymi rozkazy złego "systemu" a wandale demolujący miasto to "sprawiedliwość". Stara się pozytywnie przedstawić chłopaków z osiedla kradnących alkohol, niszczących mienie i wdających się w bójki, podczas gdy policja to zawsze tylko "cholerne świnie".
Nawet jeśli nie ma tu stronniczości, ten film się nie broni. To ciąg "osiedlowych akcji". Wszystko zmierza ku demolce, przez większość czasu nie mając pomysłu na siebie. "Nienawiść" też wydawał się takim kinem, ale posiadała wyraźne motto w postaci kawału opowiadanego przez jednego z bohaterów oraz metafory, takie jak historia starszego człowieka w toalecie. Tutaj tymczasem króluje chaos. Uliczny rap dudni w głośnikach, postaci pozują do kamery z giwerami, mury zdobią graffiti, a ulice zdobi ogień. Wszystko to na swój sposób ładne ładne, wystylizowane, lecz zionące pustką. Operator się spisał. Reszta niekoniecznie.
Obejrzałem ten film na serwisie Mubi, gdzie każdy film wyświetlają tylko przez 30 dni, więc już jest niedostępny. Niestety nie będę pomocny w tej kwestii.