Każdy może mieć własną definicję kina i tego jaka jest rola filmu, interakcji z widzem.
Dla mnie film to dialog, nić współodczuwania łącząca na czas projekcji widza z twórcą.
Wartość wynika nie z zawartych mądrości, rozrywki czy doznań estetycznych a ze
zdolności do nawiązania kontaktu i możliwie naturalnego i trwałego zaszczepienia
opowiedzianej historii jak wspomnienia, materiału do przemyśleń i rozszerzenia naszej
percepcji o kolejny punkt widzenia.
W tej definicji Cronenberg jest mistrzem. Wciąga nas w obsesję bohaterów, przyciska
coraz mocniej do kierownicy i musimy wraz z rozwojem akcji trzymać się jej coraz bardziej
kurczowo. Rośnie napięcie i szaleństwo, dehumanizacja otaczającej nas rzeczywistości
jest coraz bardziej oczywista, ciasno zamyka i ciśnie. W szaleństwie szukamy ujścia
emocji i frustracji w seksualności.
Nie dostajemy gotowych odpowiedzi, nie dostajemy przecież nawet pytań! Dostajemy za
to solidne ostrzeżenie i studium emocji człowieka zagubionego w nieludzkim świecie, w
którym tak ciężko o poczucie realności.
8/10. Nie wszystko wyszło idealnie, ale kawał solidnego kina.