PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=107829}
7,9 327
ocen
7,9 10 1 327
Cremaster 3
powrót do forum filmu Cremaster 3

Dźwigacz jąder

ocenił(a) film na 10

Przyznam, że bardzo mi się podobała całość. Z każdą kolejną częścią było lepiej, oczywiście
oglądałem według powstawania, nie sugerowałem się cyferkami i jest to najlepsza kolejność.
W trakcie oglądania już myślałem o czym też może ten film opowiadać, choć nie było to
konieczne, bo wystarczał jego odbiór na poziomie zmysłowym, ale już mam takie zboczenie, że
se myślę o interpretacjach. Pierwsza część a więc 4 jest o plemniku i jego rozwijaniu się,
druga 1 opowiada o jajeczkowaniu we wnętrzu macicy, trzecia 5 opowiada o wytrysku, a więc i
o zapłodnieniu, czwarta 2 opowiada o tym jak powstaje zarodek, a piąty 3 opowiada o porodzie
i pierwszych chwilach życia. Ale to nie wszystko, każda bowiem ta część nawiązuje do
całokształtu życia, do każdego etapu w życiu. Walka samochód w budynku równie dobrze może
oznaczać proces tworzenia się ludzkiego organizmu, jak i ciągłej jego walki psychicznej
rozgrywającej się wewnątrz umysłu, albo i nawet artystycznego tworzenia, gdzie ciągle coś się
zgniata, rozwala, zmienia kształty. I tak wszystko można różnorodnie interpretować, skoro
podobno film jest naszpikowany mnóstwem symboli. Ale jakie tam symbole? Artysta wyraźnie
ma pierdla na punkcie jaj, jąder, spermy, wnętrzności, białej mazi. Zresztą, może to tylko jest
film o tym jak funkcjonuje owy dźwigacz jąder i tylko tyle, a cała ta skomplikowana mechanika
została w taki sposób przedstawiony, że wszystkim się wydaje, że to symboliczna opowieść o
życiu i rozwoju. Kto wie?
Interpretacje są jak się okazało, bo i sam artysta wskazał na różne gatunki w poszczególnych
częściach (np gotycki western). Widać wyraźnie, że twórca nie tylko bawi się konwencją, ale i
naśladuje różne gatunki, czy wzory filmowe, a mimo to tworzy coś zupełnie nowego. I tutaj
zaczął się mój nowy problem. Bo możemy przyjąć, że jest to film eksperymentalny i już, nie ma
więc w nim narracji - pewnie wielu tak powie, ale ja się nie zgadzam! Narracja, jak trudno od
niej uciec. Czy ktoś mi wmówimy, że przez 400 minut te wszystkie obrazy nic nie opowiadały?
Nie było w tym żadnej historii? Bo mi się zdaje, że było jej aż nadto, tylko, że ona jakoś zupełnie
innymi torami podążała niż to jest znane. Historia kina uczy nas, że zawsze kino coś
opowiadało. Gdy w latach 20 pokazywano filmiki z latającymi kwadracikami wzbudziły one
kontrowersje i oburzenia. Ale nie samym faktem wykorzystania tak minimalistycznych środków,
tylko właśnie, widownia dostrzegała w tym erotyczne skojarzenia. Uważano, że te filmy
opowiadają między innymi o stosunkach, których wówczas nie można było w pełni
odwzorować na ekranie. I jak widać, od narracji nie da się uciec. Barney jednak, zresztą nie on
jedyny, wskazuje nam zupełnie inną narrację i trzymając się swoich zasad tworzy coś zupełnie
nowego. Określiłbym to narracją Nadrealnego. Oczywiście nie jest w tym nic nowego, ani
odkrywczego, odkąd bowiem kino istnieje, człowiek próbuje oddać tego typu narrację. A z
czasem powstawało takich znaczących filmów coraz więcej. Sam Barney powiedział, że wierzy,
iż w przyszłości jego filmy będą rozumiane bez żadnego problemu, a więc wskazuje, jak na
geniusza przystało, że jego kino jest kinem przyszłości. Czy w takim kierunku pójdzie kinowa
narracja? To już pozostaje zagadką. Ale ten rodzaj kina jakby wykracza po za wszystko (po za
kino-ruch, czy kino-czas, że tak Deleuze zajadę;p) Tworzy zupełnie nowy rodzaj kina, który od lat
mnie interesuje i inspiruje. To kino, które potrzebuje czasu (nie wystarczy przepisowe 90 minut,
2 czy nawet 3 godziny), które powraca do korzeni (nie potrzebuje języka mówionego), który
głównie opiera się na obrazie i muzyce, i co najważniejsze, które kieruje ponadzmysłowy
komunikat do naszej pod-, a może i nie- świadomości. I to jest siła tego kina. (mamy to u
Tarkowskiego czy Antonionego, mamy u Lav Diaza, czy Bela Tarra i pewnie wielu innych
wcześniejszych i późniejszych który pominąłem). To jest jednak skomplikowany rodzaj kina i
też pełno ma odnóg, więc nie jest tak łatwo to sklasyfikować. Jednak jest to zupełnie inny
rodzaj kina, który często spotyka się z krytyką, że to nie są filmy, albo raczej videoarty nadające
się do muzeum. A przecież film jako obraz potrzebuje przede wszystkim sali kinowej. To jest
nadal kino, to są filmy - zapewniam tych, którzy powątpiewają w to jakże trudne oblicze kina.
Barney mnie przekonał - jego kino, jego wizja zrobiła na mnie wrażenie, zaintrygowała, nawet
jeśli były momenty, że się nudziłem (szczególnie przy drugiej 1 części, ale być może dlatego, że
już ją kiedyś widziałem i zrezygnowałem). O tym można więc napisać jeszcze sporo. Może
kiedyś powstanie jakaś większa książka, ale przede wszystkim warto zatopić się w tych
obrazach, w tych historiach, nie koniecznie ze zrozumieniem. Zaintrygowany zabieram się za
kolejny film tegoż:

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones