Co wy się tak czepiacie? Z całym szacunkiem ale te ludki (nie wszyscy tylko ci co się czepiają) to zwyczajne pierdoły są... Film ma coś do przekazania - chodzi o przyjaźń. Nie jest takim przełomem jak "Matrix", który jak na rok 1999 (!!!) stał się przełomem i legendą... "Crossroads" jest lekki i przyjemny opowiada o ludkach takich jak my (przynajmniej ja i moje dwie kumpele tak to odbieramy). Lucy, Kit i Mimi rozstały się i zeszły. Przyjaźń rozkwitła na nowo. Wydurniały się i kłóciły - standard. Nie wiem o co chodzi tym porypanym krytykom... Ile się naczytałam że film to ostatnie g***o a Britney to taka beznadziejna aktorka, że szok. (Ja po poznaniu Amandy Bynes stwierdziłam, że aktorem może być KAŻDY kto potrafii upaść tak nisko by zagrać w "Szał na Amandę" ;/ <krzywi się z niesmakiem>). O co im chodzi?! Britney nie jest taka zła a film przez nią bynajmniej nie traci!! Ktoś tu naprawdę ma nierówno pod sufitem (mowa o krytykach)... I nie podpisywać mi po kategorię "fenomeny" w której "Crossroads" wypada blado... To po prostu sympatyczny film, który naprawde warto obejrzeć! Pozdrawiam.