Chcieli wykazać że ten stary cap wyłudził odszkodowanie na 40 baniek za rzekomą kradzież kamyka. Wersja oficjalna głosiła że policjant skradł brylant a potem go pociął na mniejsze kawałki. Pokazanie go w całości miało obalić tę wersję i uniewinnić go.

"Tzn wiem, że tak nie było, ale jak zamierzali udowodnić, że brylant faktycznie był w sejfie Englandera a nie przyniesiony w ich kieszeni?"

Cassidy wyciąga diament z kieszeni Englandera na oczach setek ludzi i do tego przed kamerami. Po tej akcji Englanderowi ciężko byłoby udowodnić, że nie był w posiadaniu tego diamentu, który przecież oficjalnie nie istniał.

To akurat zdarzyło się fuksem. Generalny plan zakładał tak jak autorka posta napisała, kradzież z sejfu. Też nie rozumiem jak by to miało go uniewinnić. To, że diament pocięto było domniemaniem. Przecież nikt nie miał na to dowodów. Brak logiki w scenariuszu obala cały sens filmu.

Masz rację, ale to jest taki umowny twist w filmach - polega on na tym, że my jako widzowie udajemy, że coś totalnie banalnego jest wielkim wow ;-). Oczywiście, że nie mogli tego udowodnić, a każdy sensowny adwokat czy nawet prokurator - który zapewne byłby z urzędu zmuszony atakować ich za całą tę rozwałkę - spokojnie by podważył fakt, że diament ukradziono teraz a nie kiedyś. Ale tak samo fakt, że nasz główny bohater trafił do więzienia mimo braku dowodów, że faktycznie ukradł diament - ani nie znaleziono diamentu, ani nie było bezwzględnych wskazań, że to on - świadczy o życzeniowym podejściu do fabuły.