Był fajny pomysł - gorsze wykonanie. Zamiast marnować pieniądze na angaż Burnsa czy Worthingtona, można było dołożyć do scenarzysty, bo wyszła mocna chałtura. Naiwny, dziurawy jak ser szwajcarski scenariusz – zaczynając od sceny ucieczki na cmentarzu kończąc na finale (scena na dachu jak i skok z niego, „pomoc” tłumu głównemu bohaterowi, reakcja policji a w zasadzie jej brak). Pobieżnie, płytko nakreślone postacie (spłycenie ukazania historii relacji na liniach Joey Cassidy-Nick Cassidy-Mike Ackerman), Banks w ogóle przeszła koło filmu, jedynie Harris wygląda tu na aktora z krwi i kości.
A ta postać Angie – co to w ogóle ma być? Rok przygotowań, wielomilionowa stawka, kwestia życia i śmierci wręcz a laska jak wklejona z filmów z Sandlerem. No i ten biedny Worthington – zaczynam tracić nadzieję, że stać go na coś więcej niż niewymagające drugoplanówki czy blockbustery.