Po dobrym "Żyj i Pozwól Umrzeć" (jest to jeden z moich ulubionych Bondów) agent 007 (Roger Moore) powraca. Sam James w tym odcinku bardziej spowarzniał. Jest to troszkę twardszy agent inny niż w "Żyj i Pozwól Umrzeć". M.in. uderza dziewczynę Scaramngi w twarz. I myślę że to wyszło na dobre mamy do czynienia z innym klimatem niż w poprzednim filmie i również Bond musiał być troszkę inny. Co do Scaramangi to Christopher Lee sprawdził się naprawdę dobrze. Może nie jest to jakiś wielki przeciwnik ale widać że płatny zabójca w jego wykonaniu naprawdę lubi swoją pracę ;-) Dziewczyna Bonda to tym razem Mary Goodnight (w książkach osobista sekretarka Bonda) troszeczkę głupiutka ale za to urocza i bardzo piękna. Mimo że żadna z niej agentka to bardzo lubię tą postać. Warto wspomnieć o dziewczynie Scaramangi w tej roli Maud Adams (zagrał później w "Ośmiorniczce") jest dobrym przeciwieństwem dla Goodnight. Jest bardziej inteligentna i wie czego chce. Z dwójki tych dwóch bohaterek wybieram mimo wszystko Goodnight która była naprawde piękną dziewczyną Bonda. To wszystko jeżeli chodzi o bohaterów teraz czas na fabułę. Tutaj sytuacja jest troszkę gorsza z jednej strony mamy postać płatnego zabójcy a nie jakiegoś drugiego Blofelda to mimo wszystko na końcu filmu twórcy poszli w stronę Bondowej sztampy. A więc mamy jego kryjówkę z wymyslną technologią. Z tym przesadzili i powinni postawić tylko na finał Scaramanga - Bond a nie bawić się z jakimś wątkiem energi słonecznej. Za dużo było w fabule wątków komediowych (JW Peper, lilipuci lokaj) jak i efekciarstwa (Funhouse Scaramangi, samochód samolot, cała aparatura związana z energią słoneczną na wyspie, skok samochdu z jednego końca mostu na drugi) Gdyby nie było tych głupotek to film byłby dużo lepszy i bardziej realistyczny. Na plus jeszcze wymienię lokalizację a więc Azję. Podsumowując niezły film ale mógł być dużo lepszy.

6/10