Dosyć nietypowy film. Chociaż fabuła i czas akcji wskazują, że to bardziej dramat kryminalny, sensacja lub thriller, to jednak przez cały czas miałem wrażenie, że oglądam western. Czemu? No bo mamy tu tajemniczego przybysza, małe miasteczko na pograniczu, nieprzychylnych mieszkańców, kowbojskie kapelusze, prerię - wszystko to, czym charakteryzują się opowieści z Dzikiego Zachodu. Poza na ekranie pojawiają się Lee Marvin, Ernest Borgine, Walter Brennan, czyli aktorzy znani z wielu westernów. No i przecież reżyserem jest John Sturges, który w swojej filmografii ma całkiem sporo "kowbojskich" dzieł, takich jak np. "Siedmiu wspaniałych", "Ostatni pociąg z Gun Hill" czy "Pojedynek w Corralu O.K." Jednak "Czarny dzień w Black Rock" można nazwać także filmem noir, przynajmniej częściowo - w końcu nasz główny bohater to facet w czarnym garniturze i kapeluszu żywcem wyjętym z gangsterskich klasyków, mamy tu także zagadkę kryminalną (choć ona nie jest najważniejsza), mroczną atmosferę (mimo pustynnego słonecznego krajobrazu) i wiele niejednoznacznych postaci. Znakomitą rolę - jednorękiego faceta szukającego sprawiedliwości - stworzył tutaj Spencer Tracy (nic dziwnego, że dostał za nią nagrodę w Cannes, jak również nominację do Oscara). Polecam ten film wszystkim, którzy lubią mocne kino - dla nich to z pewnością pozycja obowiązkowa.