Film się ciągnie jak flaki z olejem. I cóż z tego, że to kino artystyczne skoro widz wychodzi zmęczony: czasem trwania, powolnym tempem, brakiem emocji i świetnym, choć w pewnym momencie już wkurzającym aktorstwem Di Caprio. Wygięta w podkowę gęba zaczyna po 3 godzinach irytować.
Indianie zmakdonaldyzowani do granic absurdu. Pojawił się temat, zebrano oskarowiczów i zaczęto pastwić się nad widzem. W dwie godziny byłby bardziej interesujący.
Film wręcz idealnie "skrojony" pod Oscary. Temat, który w Stanach zawsze jest ważny i dlatego też, wszystkie te recenzje i procenty na takich RT, mogą się jednak różnić od takiego naszego polskiego podejścia i odbioru. Do tego dodać nazwisko Scorsese i DiCaprio, który notabene został ostatnio wybrany najlepszym aktorem wszechczasów (portal Ranker) i dostajemy film, który "stety, czy niestety" pozgarnia te amerykańskie nagrody - z Oscarami włącznie ;)
mnie irytowała ta bez życia Molly... miałam w połowie filmu ochotę nie wstrząsnąc
Jak się opijesz koli i ożresz hamburgerów to cie zmęczy. Na seansie na którym byłem dwie dziewczyny nie wysiedziały do końca. Przez godzinę przeszkadzały innym widzom. Gęby im się nie zamykały, w końcu się zabrały i poszły zostawiając po sobie butelki i chlew na podłodze. Tak to jest jak zamiast do kawiarni trafi się przez przypadek do kina.