Jak to jest - zwracam się do fanów tego typu filmów - że "CsCd" przekazuje treści tak ważne, tak istotne zalewając widza oceanem kiczu, że nie dość, nie ma on sił oderwać wzroku to jeszcze w niektórych scenach łza się w oku kręci? Chłop ze mnie twardo stąpający po naszej pięknej polskiej ziemi a tu... no nie wiem.
Co to za fenomen?
Ktoś miał podobne odczucia?