Typowy komediowy akcyjniak, którego fabuła jest przewidywalna, a logiki na próżno szukać. "Na próżno" i bez sensu, bo nie chodzi tutaj o wierne przedstawienie rzeczywistości - a wygląda na to, że aktorzy na planie też bawili się całkiem nieźle. To, że da się przewidzieć, co się zaraz wydarzy, bynajmniej nie popsuło mi zabawy.

Podobały mi się nawiązania do Indiany Jonesa - i te jawne, i te nieco mniej, jak np. to, gdzie znajduje się ostatnie jajko. Od razu, jak włączyłam ten film pomyślałam sobie, że po prostu MUSI BYĆ taka lokacja, bo bez niej tego typu kino przygodowe nie ma racji bytu. Żarty Reynoldsa lubię, więc trochę się pośmiałam (zwłaszcza, gdy wjechała Rock Jenga i mówił o "Parku Jurajskim"), ale jeżeli ktoś nie może go słuchać, to wyłączy ten film po kilkunastu minutach, bo stężenie jego humoru wywala poza skalę.

Jedyne, co trochę psuło mi odbiór, to CGI, przez które miałam wrażenie, że bohaterowie są zamknięci na małej mapie i dookoła nich znajdują się niewidzialne ściany. Dobrze, że niewiele jest scen, które faktycznie pokazują horyzont albo coś z oddali, bo byłoby znacznie gorzej.

Ogólnie jestem zadowolona, luźne kino na odstresowanie. Więcej opowiadam w recenzji: https://youtu.be/eQrG-faWsUg