Debiut reżyserski Zhanga Yimou. Mam pewną teorię na temat tego filmu, hehe. Otóż pomimo tych wszystkich pełnych zachwytu komentarzy, uważam, że jest to film dość przeciętny, a Złoty Niedźwiedź, którego zdobył on w Berlinie, jest nagrodą polityczną. Jak wiadomo filmowy zachód często wspierał kinematografię z krajów ogarniętych komunizmiem - wystarczy przyjrzeć się polskim filmom w Cannes. A nie da się ukryć, że 'Czerwone sorgo' byłoby innym filmem gdyby w 1987 roku Yimou miał większą swobodę twórczą. Oczywiście nie usiłuję powiedzieć, że nakręcił badziewny film i dostał nagrodę za nic. Wcześniej pracował jako operator przy filmach Chen Kaige'a, a filmy tego drugiego, choć również ograniczane przez ustrój polityczny, cichaczem podbijały Europę. I wydaje mi się, że zachód zdał sobie sprawę z potencjału drzemiącego w tych filmowcach, bo przecież choćby w 'Czerwonym sorgo' jest kilka wspaniale nakręconych i zagranych scen, ale jako całość film się nie sprawdza. Nie da się ukryć, że ten Złoty Niedźwiedź miał swoje konsekwencje, bo potem Yimou, który zyskał w Chinach opinię w zasadzie nieszkodliwego produktu eksportowego, przez co miał większą swobodę, mógł śmiać się swoimi filmami władzy w twarz i to na oczach całego świata. Wracając do filmu: często jest klimatyczny, ale czasami niepotrzebnie rozlazły, a gdy nagle sielankową historię przerywa najazd Japończyków, ma się już wrażenie, że film to istna propaganda przedstawiająca ciemiężony naród. Ogólnie zostaną mi w pamięci sceny w łanach sorga, zachwycająca Gong Li i wspaniałe zdjęcia (zwłaszcza finałowa sekwencja - coś cudownego), ale jako o całości szybko o nim zapomnę, oddając się czasem migawkom.