Pandemiczne kino fińskie – zajrzałem skuszony. I to - niestety - był stracony czas. Nie chodzi o to, że film jest o trzech gadatliwych Finach, którzy kierują do siebie więcej słów niż niejeden ich rodak do drugiego przez pół swego życia. Chodzi o to, że ten obraz jest po prostu w męczący sposób przegadany. Ma się na początku wrażenie, że będzie o jakiejś ukrytej melancholii, żalu do samego siebie i o ciekawie zarysowanych życiowych zakrętach. A przypomina mi się ta sama nuda, którą odczuwałem, oglądając na przykład amerykańskie „Płoty”. Różnica polegała na tym, że w tamtym przegadańcu było jednak dobre aktorstwo.