"Musimy patrzeć władzy na ręce" czy "obywatelski obowiązek" - tak ło ładne hasła,ale prawda jest taka,że "Washington Post" wydrukował ten artykuł ze względów czysto politycznych(anty-Nixon) i komercyjnych(wyrobienie sobie marki na skalę ogólnokrajową co widać doskonale w ostatniej scenie).Ludzie wbijcie sobie to głowy,że nie ma czegoś takiego jak prasa niezależna i czysto obiektywna - to tylko frazesy.Każda gazeta prezentuje określoną linię polityczną i pisze o tym co im pasuje(jak u nas z jednej strony "Wyborcza" Michnika,a z drugiej chociażby "Gazeta Polska"),a czytelnik powinien mieć własny rozum.Co do samego filmu,to jakoś nie porywa ta historia - film jest zbyt przegadany z nie najlepszymi dialogami,nie trzyma tempa,nie ma tu większego napięcia i emocji.Na plus na pewno ten wątek prawniczy z tym zakazem publikacji i te układy na linii bankierzy-inwestorzy-wydawcy-dziennikarze.Jeszcze słowo dotyczące nominacji do Oscara dla Meryl Streep - no przecież to jakieś jajca są co oni tam w tej akademii wyprawiają,tej kobiecie to już z automatu za samo nazwisko rozdają te nominacje.Film zobaczyć można,ale do dobrego kina,to mu troszkę brakuje.
Jest jeszcze coś takiego, jak Kurier Szczeciński, gdzie zatrudnia się dziennikarzy prezentujących różne poglądy. I nieważne, kto w Szczecinie rządził, czy to lewicowy Sochański, czy to prawicowy Jurczyk, albo bezpartyjny Krzystek, każdy po łbie dostawał (gdy na to zasłużył).
Bo widzisz, prasa może być niezależna i obiektywna, ale tylko wtedy, gdy nie dostanie się pod jakąś strefę wpływów. A znakiem, że się dostała jest np. sprawdzanie wśród kandydatów preferencji politycznych, albo odrzucanie przez naczelnego artykułów merytorycznych i obiektywnych, ale niezgodnych z linią popieranej partii.
W ogóle, to analiza zmian, jakie zaszły w dziennikarstwie na świecie od lat 90 tych, może wiele nam powiedzieć o ludziach, którzy te zmiany wcielili w życie zmieniając prawo w taki sposób, aby w prasie zaczął rządzić pieniądz, a nie merytoryczny tekst. Jednymi z pierwszych ofiar tych zmian, byli dziennikarze śledczy, którzy miesiącami i dłużej potrafili tropić afery polityczne, korupcję, zorganizowaną pedofilię na wysokich szczeblach władzy w krajach europy zachodniej, powiązania polityków z organizacjami przestępczymi itd. Ta grupa zawodowa była szczególnie niebezpieczna, bo nie dało się ich kontrolować i nie było nawet mowy o próbie przekupstwa. No więc zabrano im budżety, ustalano coraz krótsze terminy i jak się sam nie zwolnił, to ich zwalniano.
Inne co łatwo zauważyć, to że jeszcze 20-25 lat temu, jak wokół polityka wybuchała jakaś afera, lub po prostu palnął jakąś gafę, to normą była dymisja, bo każda gazeta go atakowała. Preferencje preferencjami, ale ludzie się szanowali i domagali od władzy nienagannej postawy. Obecnie gafy i korupcja jest na porządku dziennym i nikt do dymisji się nie podaje, bo napisze o tym tylko część gazet, a druga część przemilczy, albo będzie ordynarnie kłamać, a poza tym, to za 2 godziny temat zostanie przykryty wykreowaną przez prasę aferą.