O ja pi***ę :/ No to już jest szczyt, panie i panowie. Po prostu kpina i brak słów...
Cóż, może dla ciebie, dla mnie nie ma w tym nic zabawnego. Dystrybutorzy mogliby więc zostawić to pod osąd widzom. Ale uważanie się za mądrzejszego od twórców i od widzów weszło im już chyba w krew.
Hahaha świetne to było:D nie wiem dlaczego ale jak to przeczytałem to myślałem że spadnę z krzesła. Pozdro
Tytuł Mongoł byłby śmieszny. Poza tym to "Mongol" z ang. oznacza mongolskie grupy etniczne więc raczej "Mongołowie".
Jednak Mongolia kojarzy się najczęściej z Chyngis - Chanem więc dlaczego nie jeśli o nim jest to film.
:)
Chyba jeszcze nie poznałeś "potęgi" naszego kochanego spolszczania xD Serial "What I like about you" przetłumaczyli na "Siostrzyczki"
Człowieku o co Ci chodzi? Film jest o życiu Czyngis Chana więc w czym problem? Mongol po angielsku nie ma w sobie znaczenia "choroby" tak jak w naszym języku, więc ten zabieg akurat był całkiem trafny więc się tak nie podniecaj. Najgorsze tłumaczenie to i tak "In Brugges" który to film przetłumaczyli na "Najpierw strzelaj potem zwiedzaj" zamiast na "w Bruggi"
Taa? A jak to jednostka chorobowa, ten "Mongoł"? Ja wiem, że potocznie się tego czasem używa w takim znaczeniu, ale właśnie - potocznie. A w normalnym polskim języku jest to określenie człowieka tejże nacji, więc problemu nie widzę. To co mówisz zakrawa na absurd, bo w takim razie rozumiem, że trzeba by każdego mieszkańca Mongolii nazywać Czyngis-Chan, żeby się przypadkiem nie kojarzyło?
No muszę przyznać Ci rację nie pomyślałem o tym. Tak czy siak jest to film o Czyngis Chanie więc nie wiem czym się bulwersujesz.
A od kiedy to tytuły się TŁUMACZY?! Coś Ci się pomyliło... zresztą nie tylko Tobie. Tytuły się nadaje tak, by pasowały i miał sens marketingowy, czasem można to uzyskać przez przetłumaczenie tytułu orignalnego, czasem nie.
NADAJE tytuł filmowi jego twórca. Tłumacz jest - jak sama nazwa mówi - od tłumaczenia i ewentualnie zaproponowania odpowiednika, w sytuacji gdy oryginalnego tytułu nie da się dokładnie przetłumaczyć tak, by nie zgubić jego sensu. A dystrybutor - jak sama nazwa mówi - jest od rozpowszechniania filmu na terenie danego kraju. Natomiast tłumacze i dystrybutorzy w tym kraju (pewnie zresztą nie tylko w tym) zbyt często usiłują włazić w buty autorów i wiedzą lepiej, jaki tytuł jest najbardziej odpowiedni. To nie jest ich rola. Tą gadkę o nadawaniu tytułów wymyślono chyba tylko po to, żeby usprawiedliwić nieuctwo i ignorancję osób za to odpowiedzialnych, którzy uważają widzów za stado przygłupów. Że niby jak się nie opisze w tytule o czym jest film, to na niego nikt nie pójdzie. Wierutna bzdura.
I tak najlepsze byly tlumaczenia z Bravo-Film-Foto-Story :
* "Double Impact" - Beczka Prochu
* My Girl - Moj chlopak
itp...
Kpiną jest czepianie się, że film o Czyngis-Chanie nazwano "Czyngis-Chan". Niedouczony jesteś raczej Ty, bo jak Ci ktoś już wyżej napisał słowo "Mongol" jest wieloznaczne i nie da się po polsku oddać jednym słowem.
A tak już na logikę (chociaż z tego co czytam jest Ci ona obca) - na zapowiedź którego filmu prędzej byś kliknął - "Czyngis-Chan" czy "Mongoł"?
Pozwól że odpowiem pytaniem - film ma nosić taki tytuł, żebyś na niego "klikał", czy ma być przekładem z tytułu oryginalnego (niekoniecznie wiernym tłumaczeniem 1:1, ale dosyć wiernie oddającym sens tytułu). Jeśli ty wybierasz filmy "klikając" na nie w zależności od atrakcyjności tytułu, to nie mam więcej pytań. Jesteś widocznie w grupie tzw. niedzielnych oglądaczy i w związku z tym pomysły dystrybutorów są ci na pewno na rękę - nie musisz dokonywać intelektualnego wysiłku żeby przeczytać parę linijek opisu...
Toś wydedukował. Żebyś miał okazję zobaczyć tyle dobrych filmów, co i ja, "niedzielny oglądacz". Ale jeśli Cię interesuje, jak wybieram filmy do obejrzenia, to np. teraz na stronie głównej FW widzę w premierach "Just Dance - Tylko taniec". Nie klikam, bo już po tytule wnioskuję, że film mi się nie spodoba. Tobie życzę przyjemnego czytania opisu, na pewno dużo to zmienia.
Teraz już na temat - dystrybutor inwestuje własne pieniądze, po to żeby zyskać na filmie, to nie fundacja charytatywna. Większość odbiorców stanowią "okazjonalni" kinomani i żeby ich pozyskać trzeba jakoś przyciągnąć ich uwagę. Najprostszą metodą jest chwytliwa nazwa (tutaj tytuł). To podstawowa zasada ekonomii/marketingu. "Oddaj dosyć wiernie sens tytułów" takich jak chociażby In Brugges, The Heartbreak Kid czy Forgetting Sarah Marshall (pierwsze, które przyszły mi na myśl) przy jednoczesnym uniknięciu "pokracznego" brzmienia i błędnych skojarzeń to gwarantuję, że znajdziesz pracę w marketingu/dystrybucji. I z drugiej strony - Quantum Of Solace można było zostawić bez tłumaczenia (co też by zapewne niefortunnie wyszło) bo i tak tłumy do kas kinowych były gwarantowane.
Czy wy nie możecie zrozumieć, że polski tytuł to nie tłumaczenie tylko POLSKI TYTUŁ. Nie ma zasady żeby tłumaczyć dosłownie. Gratulacje spostrzegawczości, że zauważyłeś, że "Mongol" to nie znaczy "Czyngis-Chan", ale pragnę Cię poinformować, że ludzie za to odpowiedzialni też to wiedzieli.
Jacy wy? i chcesz powiedzieć, że nie ma to żadnego znaczenia jaki tytuł nadaje autor filmu? Francuski film "Beat that my heart skipped" polski tytuł "W rytmie serca" ... no przepraszam ale w tym przypadku polski tytuł kompletnie przekręca istotę filmu bo nie chodzi o rytm serca a właśnie o to jedno bicie, które serce pomineło czy zapomniało. A "najpierw strzelaj potem zwiedzaj" ?? co to jest? oryginalny tytuł "In Brugges" Raczej się nie wysilają z tymi polskimi tytułami. Marketingowe zagrania sa coraz bardziej kretyńskie ostatnio widziałem nowy serial. nazywa się "Lipstick Jungle" polski tytuł to "szminka w wielkim mieście", tytuł, który jest genialnym zagraniem, które ma kojarzyć ten serial z "seksem wielkim mieście" Bzdura.
Ta... bardzo mądre nie zgadasz się to znaczy nie rozumiesz ;]... żal takie rozumowanie. Doskonale to rozumiem ale się z tym nie zgadzam. Nie zgadzam się z kretyńskimi polskimi tytułami.
Nie przyszło Ci do głowy, że polscy dystrybutorzy muszą mieć zgodę producenta na regionalny tytuł? Skoro producent akceptuje, to znaczy, że mu to odpowiada. A często trzeba zmieniać zupełnie tytuł, bo nijak w Polsce oryginalny nie pasuje.
E tam. Bardzo dobry tytuł. Czepianie się polskich dystrybutorów ma czasem sens, ale nie w wypadku takim, jak tutaj. Inna sprawa, że zawsze sądziłem, że po polsku to jest "Dżyngis-Chan", a nie "Czyngis...". :P A tytuł "Mongoł" -no cóż, mógłby być, ale nie byłby szczególnie chwytliwy (zwłaszcza, że wkrótce po polskiej premierze Kaczyński poleciał do Mongolii i tam mu samolot zamarzł -i tytuł "Mongoł" mógłby się źle kojarzyć :P ).
Jak dla mnie bardzo dobre tłumaczenie.
Słowo "Mongoł" źle się u nas kojarzy. Mongolizm to zespół downa, poza tym to ciągle pewnego rodzaju obelga.
Trafna decyzja dystrybutora.