Obejrzany. Ogląda się gładko, dobry na niedzielę, przekaz jest pozytywny, co ważne zwłaszcza, że historia prawdziwa. Dobry montaż, fajne ujęcia , świetnie pokazane lata dziecięce bohatera. ALE! Michael Pena w tej roli to wielkie nieporozumienie. Najlepiej wypadają aktorzy drugoplanowi, jak np. szef bohatera z instytutu, ojciec czy żona. Podstarzały tatuśkowaty Pena ( spokojnie, to nie "ejdżyzm", jestem starsza od niego ;) biegający jak ofiara losu, gra gościa, który przebiegł maraton, pływa, lata i biega... He? Poza tym nieistniejąca mimika wysuwa go na pierwsze miejsce drewna przed ( ukochanym naszym ) Keanu. Nie pojmuję kariery tego aktora , mnie osobiście po prostu zepsuł odbiór tej historii.