Jak zachęcić mnie żebym obejrzał efekciarskie hollywoodzkie dzieło? Wystarczy umieścić w trailerze kawałek który lubię... To zawsze działa.
Twórcy "Daybreakers" mieli z założenia dość dobry pomysł. Ziemia zamieszkana przez wampiry i ludzie jako gatunek ginący. Można by się wręcz spodziewać po takim pomyśle metafory wegetarianizmu, albo wszelkiej nietolerancji. I w istocie pomysł chyba tym właśnie jest. Tylko ten dziwny świat został przedstawiony widzowi w dość parodystyczny sposób. Bary dla wampirów gdzie dostają kawę z krwią, wojsko zajmujące się łapaniem ludzi, kryzys na świecie z powodu braku ludzi, politycy walczący o prawa człowieka... Trochę to wszystko zbyt komiksowe, zwłaszcza że pozostawiono tu jeszcze klasyczne elementy wampiryzmu takie jak brak odbicia, osikowe kołki... Moim zdaniem zabrakło w tym filmie jednak zimnego realizmu, który pasowałby do klimatycznych zdjęć i muzyki.
Co nie znaczy że "Daybreakers" jest totalną klapą. Owszem, to wydumana bajeczka, w której każda zaskakująca scena, jednocześnie wywołuje u widza wzrost napięcia, jak i myśl "co za głupota". Tyle tylko że za kręcenie wzięli się fachowcy, więc zalet dostajemy również dużo. Hawk, Dafoe, Karvan, Neill- te nazwiska robią wrażenie, zwłaszcza że nie schodzą oni poniżej poziomu do którego nas przyzwyczaili. Doprawione błękitem zdjęcia nocne, oraz jaskrawe, ale w pełni wyraźne ujęcia w dzień są również przepiękne. No i w końcu kilka scen które absolutnie ożywiają ten seans. Na pewno długo zapamiętam moment gdy wampir gryzie niewinną dziewczynę w szyję, a ta pada na ziemię i płacze. Ta scena została przedstawiona niczym gwałt, a przemiana jako kradzież niewinności. Dla tego fragmentu choćby warto zobaczyć film.
Podsumowując to w sumie niezła rozrywka, w doborowej obsadzie. Jest krwawo, efekciarsko i bez sensu w wielu momentach. Dlatego to film nie dla wszystkich, ale oglądany na totalnym odmóżdżeniu myślę że wam przypadnie do gustu.