Demony Lamberto Bavy powracają. Schemat w zasadzie identyczny, jak w przypadku części pierwszej, tyle, że tym razem zamiast na sali kinowej, akcja została umiejscowiona w luksusowym apartamentowcu. Cała reszta zostaje bez zmian: dużo krwi i wydzielin w różnych odcieniach zieleni, ogrywanie gatunkowych klisz doprowadzone do perfekcji, kicz i klimat made in "eighties", klimat raz jeszcze oraz hardrockowa oprawa muzyczna (tym razem z lekkim przesunięciem w kierunku gothic/new wave, na soundtracku m.in. The Cult, Peter Murphy, Love and Rockets i Fields of the Nephilim). Rozrywka niezbyt wyrafinowana, ale przecie bardzo przy tym bezpretensjonalna, podana ze sporym dystansem. Komu podobała się część pierwsza, ten i w tym przypadku będzie się bawił udanie, choć ciężko jednocześnie nie zauważyć, że wątły koncept już na tym etapie zaczyna powoli zjadać własny ogon. Estetyka wciąż do mnie trafia, niemniej zbyt dużo tutaj powtórzeń względem oryginału, jak na jeden sequel.