Uwielbiam całą serię Bondów, a książki Fleminga jeszcze bardziej, ale trn film niestety nie wyszedł. Po równując do terminologii kucharskiej wszystkie składniki było w porządku, przepis również, ale nie wiadomo czego to ciasto w piekarniku oklapło. Pierwsza część filmu znakomita, bo jest w zasadzie kopią książki, notabene chyba jednej z najlepszych Fleminga. Druga część filmu to juz wesoła twórczość scenarzysty, moim zdaniem nie najlepsza, bo osobiście nie lubię jak Bond ma zapobiegać atakowi z kosmosu. To samo się tyczy Moonrakera.

Co do Connery to jego powrót nie wypadł najlepiej. Prezentuje się gorzej niż starszy o 7 lat Roger Moore w Zabójczym widoku. Cały film na tle bondowskiej serii w moim osobistym rankingu trochę niżej niz połowa całej stawki.

Generalnie dla mnie film zasługuje na mocne 7/10 z aspiracjami na 8 :)

Dobrze, że trafiłem na Twoją opinię, bo dzięki niej już się domyślam, że szkoda czasu na oglądanie tego filmu, bo najwyraźniej to tutaj filmy o Bondzie z dobrych, klimatycznych filmów szpiegowskich zmieniają się w efekciarską papkę, a ja już nie mam 12 lat, żeby podniecać się wybuchami i strzelaninami. Zresztą jak ktoś lubi widowiskową akcję, to nie sięga po film z początku lat 70, bo wyglądają żałośnie. Im więcej akcji i afektów specjalnych w starych filmach, tym szybciej starzeje się film.