PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=38308}
7,1 3 708
ocen
7,1 10 1 3708
6,8 6
ocen krytyków
Django
powrót do forum filmu Django

Odyseja filmowa 2013

użytkownik usunięty

Niniejszy temat jest miejscem przeznaczonym dla Uczestników "Odysei filmowej 2013". Więcej informacji o Zabawie znajduje się tutaj: http://www.filmweb.pl/user/amerrozzo/blog/548627

Film "Django" wygrał w kategorii "SPAGHETTI WESTERN". Uczestnicy Zabawy są zobowiązani do napisania w tym temacie jakiegokolwiek komentarza. Inni użytkownicy portalu Filmweb są tu mile widzianymi gośćmi.

Gdyby pojawiły się tu prowokacyjne wpisy, proszę Uczestników o ich całkowite zignorowanie. Odpowiadanie na prowokację będzie przeze mnie rozumiane jako złamanie Regulaminu.

Opinie zamieszczone w tym temacie zawierać mogą mnóstwo spoilerów!

ocenił(a) film na 7

Wiem, że "Django" i "Django Unchained" fabularnie nie mają ze sobą nic wspólnego, ale teraz nie dziwi mnie, że Quentin zapożyczył imię swojego bohatera od tego, którego stworzył Corbucci.

Sam film jest dosyć niejednoznaczny, na minus przemawia tu moim zdaniem bardzo przeciętne aktorstwo, ale trzeba przyznać, że nie jest to zwyczajne kino, raczej taki film klasy B, tym bardziej, że motyw z CKM-em jest w ogóle kosmiczny i to kolejna scena, kiedy widzę Tarantino oglądającego ten film i zrywającego boki ze śmiechu.

Ogólnie film jest dosyć brutalny i krwawy, nawet mnie scena z obcięciem ucha i wepchnięciem go do ust pokrzywdzonego, by po chwili go zastrzelić, skrzywiła twarz grymasem.

Niemniej jednak fabuła filmu, sama historia jest ciekawa i intrygująca, bardzo mi się spodobał Django w chwili spotkania z Generałem, widzimy wtedy, że to niekoniecznie krystalicznie czysty bohater, a typowy, zachłanny przedstawiciel anty-westernów.

Szkoda tylko zakończenia, zbyt błahe jak na tak niekonwencjonalny film. Trochę psuje ogólną ocenę filmu i zniechęca do zapoznania się z sequelami.

Motywu z ciągnięciem trumny nawet nie wspominam - kapitalny pomysł!

tejon7

Django to seria filmów, QT pomagał także Takeshiemu Miike przy robieniu jego japońskiego westernu Sukiyaki Western Django, więc nazwa znów nie jest przypadkowa. Wybór jej przez QT to także puszczenie oka do widza i jakby kolejna część z tej serii, nie powiązana z poprzednimi. Ale więcej powiem jak obejrzę film Tarantino :)

ocenił(a) film na 7
Lecho1523

Nie powiedziałbym że seria. Po prostu po sukcesie "Django" Włosi zaczęli notorycznie nazywać tym imieniem bohatera filmu (a z czasem amerykanie w tytułach nadawali ten przydomek bezimiennym rewolwerowcom jak w "Django, Kill... If You Live, Shoot!) żeby zwrócić uwagę widzów i opróżnić ich kieszenie. Tak na prawdę filmy z Django w tytule nie mają ze sobą wiele wspólnego (poza jedną oficjalną kontynuacją). Tak samo zresztą jest z Sartaną. Był jeden kultowy western o tym bohaterze i inni zaczęli tak nazywać postacie bo to było chwytliwe. Nawet Ringo z "Pistoletów dla Ringa" i "Powrotu Ringa" to w sumie zupełnie inny typek, mimo tego samego aktora i reżysera w obu. Jednak jego imię przyciągnęło full widzów w pierwszym, więc czemu tak samo nie nazwać bohatera drugiego...

Lucky_luke

Mocno nie powiązana ze sobą seria, tak dla sprostowania. Seria którą łączy nazwa i przeważnie główny bohater o tym imieniu(ale nie zawsze) z tego co się orientuje.

ocenił(a) film na 7
Lecho1523

No jak dla mnie ciężko cokolwiek nazwać serią tylko ze względu na imię bohatera. Gdyby Corbucci zastrzegł prawa do wykorzystywania imienia swojego bohatera tych filmów nie łączyłby już nawet tytuł.

Lucky_luke

Trylogia Leone to też seria, seria o bezimiennym. Nie chodziło mi o takie serie jak SW które są powiązane fabularnie, chodziło mi o serię filmów z kowbojem Django. Ale ciężko będzie mi się tu spierać gdyż wiedzę na ten temat czerpię z internetu, bo filmów jeszcze nie widziałem i mogę nie mieć racji.

ocenił(a) film na 7
Lecho1523

Rozumiem, tylko że w każdym filmie ten kowboj to zupełnie inny gość, grany przez zupełnie inną osobę i w żaden sposób nie mający podobnego charakteru. W wielu przypadkach to nawet nie był pomysł reżysera żeby ochrzcić tak bohatera, po prostu nalegali producenci. Jedynym prawdziwie powiązanym z pierwowzorem jest "Powrót zza grobu" z 1987 roku. A tak to wydaje mi się że reszta albo oddawał hołd Corbucciemu, albo zwyczajnie żerowała na kulcie jego dzieła. Choć mogę się mylić co do kilku Djangów bo dotąd widziałem tylko 4, a jest ich dziesiątki...

Lucky_luke

Na pewno Sukiyaki Western Django jest bardzo powiązany fabularnie, też jest motyw wielkiej giwery. Choć większość zdarzeń wzięta jakby ze "Straży przybocznej". Polecam, warto spróbować. No i Quentin tam gra.

PS. Jak ktoś będzie oglądał "Django Unchained" to szukajcie pewnej postaci nawiązującej do "Django":)

ocenił(a) film na 7
krysiron

Masz na myśli Django? :D

tejon7

Ale pamiętaj, że "D" jest nieme:)

ocenił(a) film na 6
Lucky_luke

Niestety to popularna praktyka. "Siedmiu Wspaniałych" to idealny przykład, gdy nie tylko zrobiono kontynuację, ale w kolejnych latach powstawały coraz to gorsze filmy z "Siedmioma" w tytule

użytkownik usunięty

Zabawnie w tym filmie jest to, że podobne sceny i sytuacje, które u Tarantino z założenia są humorystyczne, tutaj również można je tak odbierać, chociaż kręcone były na serio i z zamiarem zachowania powagi sytuacji (tak sądzę;).

ocenił(a) film na 7

nie wiem, czy chwila, gdy wyciąga wielki CKM i rozwala nim 50 osób albo i więcej mogła być planowana na poważnie. :D

użytkownik usunięty
tejon7

dla mnie to naprawdę jest zastanawiające, czy pół wieku temu ludzie mieli aż tak inne poczucie humoru i wyczucie powagi ;)
a może to my jesteśmy tak skrzywieni i to w dużej mierze za sprawką pana Tarantino ;)

ocenił(a) film na 6

Otóż nie. Spghatti western ma się do westernu tak, jak Kill Bill ma się do Siedmiu samurajów, a Tarantino do Kurosawy.

Twórcy celowo odwracali schemat lub w pewien sposób bawili się nim. A Django jest jak najbardziej humorystyczne :)

użytkownik usunięty
Uzi

to mój pierwszy spaghetti western, wcześniej nic nie czytałam o tym gatunku i nie miałam pojęcia, jakimi zasadami się rządzi. Więc przyznam szczerze, że podczas seansu byłam nieco zdezorientowana ;) Czy aby te przerysowane sceny z założenia miały być śmieszne ?:)
"Pewnego razu na dzikim zachodzie" zaliczone również do tego gatunku, aż tak "wykwintnego humoru" nie ma.

"Pewnego razu..." nie jest dobrym przykładem, bo to najbardziej.... "wykwintny" spaghetti western. Nawet nie wszyscy naliczają go do tego podgatunku.

ocenił(a) film na 6

Może nie tyle miały być śmieszne dla samego śmiechu, co prowadzić pewną polemikę z widzem przyzwyczajonym dotychczas do innych rozwiązań - takie oczko w stronę widza od reżysera, stąd właśnie porównanie z Q.T jest zasadne,

Spaghetti western to włoska wariacja nt rodzącego się w tym czasie w Stanach antywesternu (posiada wszystkie cechy antywesternu plus specyficzny klimat i reżysera o włoskich korzeniach).

Co do Pewnego razu na Dzikim Zachodzie to kwintesencja stylu Leone jednak w poważnym, epickim tonie, nie ma w sobie tej lekkości co trylogia dolarowa.

Tak jak w komentarzu niżej wspomina SuchyWilk, można odnaleźć motywy i rozwiązania w Django nawiązujące do Za garść dolarów czy Straży przybocznej. Myślę, że tak jest ze wszystkim - kiedy na początku rodzi się jakiś pomysł kontrastuje się go z tym co było (Dzika banda Peckinpaha, Django Corbucciego), później subtelnie nawiązuje, a na końcu tworzy nową wartość (Pat Garret i Billy Kid Peckinpaha, Człowiek zwany Ciszą Corbucciego). Celowo zestawiam ze sobą antywestern (Peckinpah) i spaghetti western (Corbucci), by pokazać, że taka ewolucja gatunkowa następuje w każdym gatunku, a poszczególne cechy mogą się zmieniać nawet w obrębie twórczości jednego reżysera. Dlatego nie ma co się trzymać sztywnych regułek i ja na ten przykład ledwo co zobaczyłem ochrzciłem sobie Django Unchained Q.T. spaghetti westernem, mimo iż spaghetti western jako tako być nie może skoro inny okres i inny kraj;)

użytkownik usunięty
Uzi

ale nie wszystkie, daleko nie wszystkie. początkowo to nie było zjawisko "artystyczne", lecz w głównej mierze finansowe, a utożsamiane (w większości słusznie) z najgorszym kiczem i tandetą...

"Ze względu na kryzys finansowy w Hollywood Amerykanie w celu zmniejszenia kosztów zaczęli przenosić produkcję do Włoch, nawiązując współpracę z miejscowymi reżyserami [...] Spaghetti westerny były produkowane przy wykorzystaniu zwykle niskiego budżetu, z udziałem aktorów europejskich oraz latynoskich. Cechowały się wysoką brutalnością, nihilizmem moralnym i czarnym humorem.
Spaghetti westerny początkowo były z góry oceniane negatywnie. Niektóre z filmów nurtu zrehabilitowano jako dzieła wyróżniające się wizją artystyczną (przede wszystkim filmy Leone [...] Dobry, zły i brzydki oraz Pewnego razu na Dzikim Zachodzie).
Nazwa „spaghetti western” została użyta po raz pierwszy przez krytyków filmowych i była traktowana jako określenie pogardliwe [...] Spaghetti westerny odnosiły sukcesy w kraju, jednak w ojczyźnie filmów kowbojskich – Stanach Zjednoczonych, były początkowo bez wyjątku przyjmowane negatywnie. [Krytycy] „The New York Times” zwracali uwagę na ich zdaniem rażącą brutalność i płytkość fabularną owych filmów."

"Django" to filmik miejscami z przymrużeniem oka, ale nie doszukiwałbym się w nim 7-ego dna, lecz przed wszystkim niskiego budżetu i campowego charakteru. W pierwotnym założeniu to nawet nie miała być klasa B (jaką stanowiło większość oryginalnych westernów), ale C ("chłam") lub nawet D ("do dupy").

użytkownik usunięty

Ależ chłam. W pełni zrozumiałe, że stał się kultowy - 4/10 za spaghetti, bo za western byłoby najwyżej 2.
Główne motywy żywcem rżnięte ze "Straży przybocznej" (skłócone bandy, nietypowa broń, większe umiejętności i sprytne zagrania samotnego przybysza).

BTW, nie wiem czy wiecie, ale "Django" jest antylewackim filmem katolickim:
"Django jest filmem prawicowym i katolickim. Corbucci żył w czasach gdy lewactwo zatruwało Zachód (i nadal to robi), ale nie żył w CCCP, więc jako człowiek Zachodu i katolik kierował się swoim osądem. A oto fakty z Django:
- scena, w której broni Marii przypomina tę z Biblii: "kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień",
- trumna z ckm-em ma krzyż (niesie zbawienie dla okolicznej ludności, terroryzowanej przez dwie "POstęPOwe" bandy),
- major zabija Meksykanów, bo są Meksykanami i katolikami (nie ma nic przeciw rewolucji) i nosi czerwony szalik, a jego ludzie czerwone maski,
- szpiegujący dla niego pastor jest protestantem (materializm), a wygląda jak Żyd (chciwość),
- Hugo to komunista dla którego nie ma żadnych świętości,
- Django ma połamane dłonie nie przez przypadek (ukrzyżowanie, podobnie jak w "Za garść dolarów" i "Powrocie Ringa"),
- major ginie po tym jak sprofanował krzyż, za którym chował się Django, który cudem (również katolicki element) odzyskuje władzę w dłoniach, krzycząc : "Niech się dzieje wola Boża" (a nie ludu, socjalizmu itp.)"

[by Cenarius w sąsiednim temacie]

ocenił(a) film na 6

Widać że film z nie największym budżetem. Dobrze się go ogląda, ale brakuje tutaj czegoś naprawdę dobrego. Mamy kilka fajnych dialogów, kilka fajnych rozwiązań fabularnych, jedyną rzeczą w tym filmie która naprawdę zasługiwała na uznanie była muzyka, no może jeszcze gra Nero. Sporo rzeczy natomiast mnie raziło. Chociażby fakt że broń Django miała nieograniczoną ilość naboi, mimo że pas z nabojami zwisający z niej mieścił ich góra 30, co z tego skoro przez cały film ani drgnął, a broń wystrzelała non stop. A już akcja z ustawieniem jej w drzwiach i meksykańcami biegnącymi na pałę na pewną śmierć była mocnym przegięciem.

Nie mniej oglądało mi się dobrze i ocenę dość wysoką 6/10 wystawiam.

ocenił(a) film na 5
qgrudziaz

Zgadzam się z Tobą w wielu aspektach. Jest dużo niedociągnięć i bezsensów technicznych, sceny walk też są zrealizowane tak sobie, niekończąca się amunicja, garstka Meksykańców wybijająca cały pułk wojska, etc. Nie wiem czy to świadomie było kino klasy B (czy nawet C, zakładając, że klasyczne weterny to B, ale ja bym tak nie zakładał, bynajmniej), czy po prostu tak wyszło, ale skutek jaki jest - każdy widzi. Faktycznie widać, że Tarantino czy Rodriguez wyraźni się tym inspirowali.
Nie jestem specem w klasie B. Nie przepadam za takimi filmami, choć nic do nich nie mam - ot, filmy nie dla mnie. Dlatego nie do końca wiem jak je traktować. Pewnie jako rozrywkę - sęk w tym, że Django średnio mnie rajcował. OK, nie oglądało się źle, film był dość krótki, więc jakoś bardzo się nie wynudziłem. Jeśli chodzi o kwestie fabularne, to historia prosta jak budowa cepa, naiwna jak cholera, a dorabianie do tego jakichś prokatolickich treści to - moim zdaniem - ostra nadinterpretacja, no ale niech każdy sobie odbiera dzieło jak tam chce.
Na plus filmu z pewnością muzyka i scenografia (trochę kiczowato wyglądało to miasteczko, ale miało w sobie coś naprawdę fajnego), zdjęcia były - jak na kino klasy B - całkiem spoko, np. to akcentowanie w kadrach tego błota na uliczce, etc. Główny bohater też zapada w pamięć
Jak na typowo campowe kino było jednak jak na moje za mało giwer, poje.banych akcji, chorego humoru i gołych lasek (jak pojawiła się scena bijących się w błocie prostytutek, myślałem że to dopiero początek ;) ). Jak na kino niecampowe, to wybaczcie, ale ta historia niewiele oferuje. Jako rozrywka - już pisałem, szału nie ma, ale obejrzeć można.
Spaghetti westerny to chyba jednak nie moja bajka, choć klasyczne, w stylu Poszukiwaczy bardzo mi leżą. Django daję 5+/10, ale to głównie za pewną przełomowość w łączeniu westernu z CKM, brutalnością i kinem niskich lotów.

ocenił(a) film na 8

Django - film zaczyna się przyjemnie klimatyczną piosenką. A potem trup ściele się gęsto.

Oczywiście nasz bohater wszystkich wrogów pozabija, ma największą giwerę, ukradnie największy skarb i zdobędzie najpiękniejszą kobietę. Chociaż nie do końca... Końcówka da mu nieźle w kość i nomen omen powróci do punktu wyjścia rozpoczynając kolejny etap bezcelowej przecież tułaczki.

Czyste kino przygodowe spod znaku włoskiego westernu. Akcja jest wartka, wiele się dzieje, napady, rewolucje, pojedynki. A osią wszystkiego właśnie tytułowy Django, który prowadzi akcję niczym Eastwood w Za garść Dolarów. Całość intrygi przekonuje choć od wątku pojawienia się Meksykanów film trochę siada.
Największym plusem filmu jest zdecydowanie klimat: muzyczka, bohater znikąd, kupa dobrych tekstów i CKM ciągnięty w trumnie (a szczególnie scena w której zostaje z niego zrobiony właściwy użytek ;)

I w sumie tyle. Wielkiej filozofii tu nie ma. Film o facetach z krwi i kości gdzieś na zapomnianych rubieżach rodzącej się amerykańskiej potęgi. I do tego film dla facetów. Zemsta, pieniądze, podstęp, kobiety i śmierć. Kolejne spaghetti czas zobaczyć.

ocenił(a) film na 8
None200

A i jeszcze najważniejsze chyba: charyzmatyczny Nero, porównywalny w swojej za*ebistości do Clinta z wiadomej trylogii.

ocenił(a) film na 7

Widziałem 2 razy, więc obędzie się bez powtórek:
Kwintesencja spaghetti westernu. Jest kiczowato, przewidywalnie i mnóstwo tu nieuzasadnionej przemocy... Ale tak miało być. Właśnie za to kocham gatunek... To czysto rozrywkowe kino, ale dopieszczone pod względem audio-wizualnym (świetna muzyka, mnóstwo charakterystycznych scen) i przesycone czarnym humorem. O ile Leone był dla wszystkich, to Corbucci jest już osobą która trzyma się ściśle reguł konwencji, a przy tym nie pozwala widzowi choćby na chwilę odetchnąć. Dlatego nie wszyscy zaakceptują ten film. Ale tak to już jest z kinem klasy "b"...

ocenił(a) film na 5

Nie przepadam za westernami i ten także mnie nie porwał. Nie odczuwam frajdy z oglądania tandety (bez względu na to, czy to kwintesencja spaghetti westernu, czy nie), której tu pełno. Bawiły mnie te teatralne upadki postrzelonych nieszczęśników, w dodatku strzelaniny są całkowicie bezkrwawe, nawet gdy tuziny ludzi obrywają z tego działa, które taszczy Django (z dwojga złego wolę już krwiste rozróby Sama Peckinpaha). Może dawniej to było normalne, ale dzisiaj znacznie lepiej wygląda tarantinowska masakra w nowym Django Unchained. I może fabularnie oba filmy nie mają (prawie) nic wspólnego, ale Quentina ogląda się znacznie lepiej, choćby ze względu na kwieciste konwersacje.
Podobała mi się za to tytułowa piosenka (nie dziwię się, że Tarantino wykorzystał ją też u siebie) i scena, gdy Django po raz pierwszy wyciąga z trumny ckm-a. Skojarzenie z Desperado nieuniknione. A i QT na pewno był zachwycony, gdy to oglądał (choć u siebie wybrał bardziej "konwencjonalne" narzędzie masakry). Rozczarowuje za to zakończenie, bohater tyle przeszedł by do niego dotrzeć i myślałem, że finał będzie dramatyczny i epicki, a okazuje się tak banalny.

ocenił(a) film na 7

Szczerze to nie spodziewałem się aż tak udanego seansu ! Działo się !!! Mnogość akcji w dużym stopniu rekompensuje te uchybienia o których wspomnieliście.

Idealny wręcz klimat. Pozbawiona ducha, zachlapana, ponura mieścina, przedstawiona jako wyborne miejsce do swoistej rzeźni.
Bardzo charakterystyczne postacie, aż się dziwie, że José Terrón (Ringo) nie zrobił kariery... Czarny charakter wypisany na twarzy.
Podobała mi się także praca kamery, szczególnie podczas walki Django z członkiem bandy Hugo.
Zakończenie również do mnie nie przemawia, gdy pogodziłem się już z porażką głównego bohatera otrzymałem kolejny zastrzyk pokazu nadprzyrodzonych umiejętności Django (ileż można) - takie zwieńczenie nie wyszło na dobre całej projekcji...

Corbucci dał mi mocny argument do wcześniejszego sprawdzenia jego innych produkcji, wykonany kawał dobrej roboty.
7,5/10

Zrobiłem powtórkę "Django" i nawet postanowiłem podnieść ocenę z 6 na 7/10. Kultowe sceny, charyzmę głównego bohatera i świetne brutalne zakończenie oglądało mi się równie dobrze nawet za drugim razem i aż z rozpędu obejrzałem "Faccia a faccia" i "Zawodowca". Niech Tarantino się ze swoim "Django" schowa i tyle:)

Ode mnie 7/10.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones