Jaki był dowód na niewinność żony? Jestem w 30 minucie filmu i nie mam ochoty na więcej. Tylko to mnie interesuje.
Pewnie jesteś jedną z tych milionów Polaków, którzy pół życia spędzają przed ekranem, zamieniając swoje życie w jeden wielki seans?
W 30 minucie nie oznacza wszystkich 30 minut, prawda? Ale nie wysilaj się, już dawno doczytałam, o co chodziło.
To ty po obejrzeniu jeszcze czytasz, żeby zrozumieć, co obejrzałaś... Bardzo się wysilasz...
TY naprawdę masz problem z czytaniem [w takim razie i z oglądaniem]. Wytłumaczę więc. Widziałam tylko jakiś kawałek tego filmu, rozumiesz? I jedyne, co mnie w nim zainteresowało to to, jaki był dowód na jej niewinność.
Tak, jakiś kawałek, dokładniej to 30 minut. A wystarczyło zrozumieć 20, żeby nie zadawać tak durnych pytań. twoje zaś zainteresowanie świadczy o oglądaniu bez zrozumienia. Reasumując - nawet w tym co piszesz szwankuje ci rozumienie. Masz problem z oglądaniem, czytaniem i pisaniem. Po prostu jesteś tępa. Do tego kłótliwa, jak na przekupkę przystało i zawsze mająca rację, nawet gdy jej nie masz.
Spokojnie, bo ci się ekran żółty zrobi. Przeczytaj UWAŻNIE mój pierwszy post. Napisałam w nim, że jestem W 30 minucie filmu. Nie napisałam, że obejrzałam PIERWSZE 30 minut. Nie widzisz różnicy? Cała reszta twoich błyskotliwych wniosków to już tylko konsekwencja braku czytania ze zrozumieniem - sam siebie wprowadziłeś w błąd i w niego brnąłeś. Ale nie wątpię, że się do niego nie przyznasz - będziesz dalej omijał meritum i salwował się epitetami, osobistymi wycieczkami i brakiem kultury po prostu. Ale takie buraki tak mają. Dalsza 'rozmowa' z tobą jest bezproduktywna. Szkoda czasu i atłasu na ciebie. Narka.
Buraczką pozbawioną kultury to jesteś ty, z ekranem w kolorze sraczki. Zatem obejrzałaś trzydziestą minutę i nie masz ochoty na więcej. Brawo. Powiem krótko - ssij batona.