Myślałem, że Fuqua, jakoś się odbije, po serii niepowodzeń po "Dniu Próby", ale to co zobaczyłem w tym filmie to przesada.
Wytrzymałem godzinę, oglądając badziew, tak sztampowy i odtwórczy, że aż kłuje w oczy.
Film można oglądać przewijając, bo schemat jest prosty: Gość jest królem życia, zdarza się jakaś dziwna akcja (serio, jedna z głupszych widzianych przeze mnie w kinie), w międzyczasie wszyscy go zdradzają, zaczynając współpracę BZP ("Bardzo Zła Postać"), on zatrudnia się jako pomywacz (sic!, jeszcze niedawno był milionerem i mistrzem, każdej liczącej się federacji), ale na końcu trenuje przy energetyzującej muzyce Eminema i...
jednym zdaniem: chamska zrzynka z innych podobnych filmów, która razi w oczy niesamowicie.