Zupełnie inny od dotychczas przeze mnie oglądanych filmów Kurosawy – bo jego akcja nie jest osadzona w epoce samurajów, a w czasach współczesnych – ale na pewno nie jest od nich słabszy. „Dodes’ka-den” nie dorównuje może poziomem najwybitniejszym dziełom Kurosawy („Ran”, „Tron we krwi” czy „Rudobrody”), ale na pewno w trakcie seansu widz nie raz poczuje, że ma do czynienia z filmem, który jest dziełem Mistrza.
Historia opowiadana przez reżysera jest tyleż ciekawa, co bardzo prosta i nieskomplikowana. Zgadzam się w pełni z jednym z przedmówców, że „świat przedstawiony” filmu, a przynajmniej jego bohaterowie, są jakby żywcem wyjęci z najlepszych tradycji kina czeskiego. Oto Kurosawa prezentuje nam dość barwną galerię różnorodnych, ale przecież, w gruncie rzeczy, bardzo do siebie podobnych postaci: życiowych rozbitków, których proza życia zepchnęła na społeczny margines. Tę mieszankę tworzą m.in.: trochę zbzikowany miłośnik tramwajów, który każdego dnia kursuje przez okolicę swoim wyimaginowanym tramwajem; marzący o własnym domu ojciec i jego syn; dwóch wiecznie pijanych obiboków, którzy co jakiś czas wymieniają się nawzajem żonami; milczący i posępny, tajemniczy jegomość, który nie może pogodzić się ze zdradą żony, czy wreszcie zabiedzona i wychudzona, wykorzystywana i poniżana przez wuja dziewczyna, w której podkochuje się lokalny dostawca alkoholu. I tu trzeba oddać Kurosawie, że każdemu z bohaterów potrafił nadać indywidualność, tchnąć w nich życie, sprawić, że widz interesuje się ich losem. Przedstawia ich codzienny trud, ich uczucia i marzenia o wydostaniu się ze społecznego niebytu.
A wszystko to umieszczone w trochę baśniowej scenerii tokijskich slumsów: okolicy na pozór brzydkiej, brudnej i nieprzyjaznej, ale jednak na swój sposób uroczej, znakomicie fotografowanej przez Takao Saito wydobywającego z tej beznadziei jakieś pierwiastki piękna.
A więc moje pierwsze spotkanie ze „współczesnym” Kurosawą stanowi doskonałą zachętę do zmierzenia się z innymi niesamurajskimi filmami tego reżysera, jak „Pijany anioł”, „Piętno śmierci” czy „Zbłąkany pies”. 8,5/10.