Ten film jest piękny.
To pierwsze, co przyszło mi na myśl po obejrzeniu "Domu z pisaku i mgły". Film jest po prostu zachwycający wizualnie. Delikatne, zmysłowe zbliżenia bohaterów, poetyckie filmowanie przyrody i drapieżna surowość okrutnej banalności życia. Wszystko to zaprezentowane jest idealnie przez etatowego operatora braci Coen. Do tego oprawa muzyczna Hornera, który na chwilę zdołał się uwolnić od titanicowej fiksacji. Kolejnym elementem absolutnie najwyższej jakości jest gra aktorska. Kingsley i Aghdashloo zaprezentowali mistrzostwo, które ogląda się z największą przyjemnością.
A jednak film debiutanta oceniłem tylko na przeciętny. Dlaczego? Ponieważ sama historia nie przykuła mojej uwagi. Mimo emocjonalnej końcówki i interesującego tematu, ten film przepływał obok mnie, jednak nie potrafił do mnie dotrzeć. Odrzucali mnie bohaterowie, a w szczególności nieporadna, życiowo przegrana Kathy. Potrafię ją zrozumieć, lecz nie potrafię jej współczuć.
Tak więc, choć wiele elementów samych w sobie jest najwyższej jakości, jako całość nie buduje równie wspaniałego filmu. Jakby reżyser nie był w stanie wykorzystać całego bogactwa, jakim go obdarowano i sporą część zmarnował. Liczę, że doświadczenie nabyte w trakcie realizacji tego filmu sprawi, że kolejne jego filmy będą lepsze.