bardziej bawi, niż porywa, ale tak ma być, bo to fajna zasłona dymna, przed prawdziwym obliczem bohatera, którym Bruce się okaże.
Lee miał autentyczny talent do autoironii i autoparodii. Z jednej strony wygłupia się, drwi z samego siebie (wiecznie szuka toalety - prostata?), nie umie czytać, ale gdy trzeba staje się smokiem. To faktycznie zapowiedź wielkiego Bruce'a. Zapowiedź wejścia smoka.