PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=273584}

Drzewo życia

The Tree of Life
5,8 38 144
oceny
5,8 10 1 38144
5,9 31
ocen krytyków
Drzewo życia
powrót do forum filmu Drzewo życia

"Father, mother, always you wrestle inside me. Always you will."

Terrence Malick w swojej długiej, ponad czterdziestoletniej karierze stworzył zaledwie kilka filmów. Nazywany jednym z najważniejszych współczesnych amerykańskich reżyserów. Człowiek okryty tajemnicą – skrupulatnie i bardzo starannie ukrywa swoje życie prywatne. Nie pojawia się na festiwalach, nie udziela wywiadów, nie publikuje swoich zdjęć, media publiczne dla niego nie istnieją. Ci bardziej zirytowani całą tą enigmą snują teorię jakoby postać Malicka była swojego rodzaju mistyfikacją. Pozostawię to bez komentarza.

Reżyser znany jest z filmów zupełnie odbiegających od głównego nurtu amerykańskiego. Gdyby w swoich obsadach nie umieszczał cieszących się ogromną popularnością aktorów, z pewnością zyskałby miano twórcy bardzo niszowego ze względu na patetyczny, poetycki charakter swoich dzieł. Nie mógłby wówczas pozwolić sobie na wydawanie większych funduszy na swoje produkcje, co w przypadku jego specyficznego, pełnego patosu stylu zdecydowanie wyszłoby im na złe.

W swoim piątym długometrażowym filmie autor zawiesił sobie bardzo wysoko poprzeczkę. "Drzewo życia" jest bowiem traktatem silnie uniwersalnym i poruszającym te najważniejsze egzystencjalne tematy. Malick w "preludium" przedstawia w sposób wizualnie nadzwyczajny swoją wizję kreacji, stworzenia wszechrzeczy. Pokazuje przy tym jak mały jest człowiek, ile znaczy w obliczu ogromu kosmosu, tajemniczej, wszechogarniającej, nieskończonej ciemności. Cała sekwencja uformowania się życia zrobiona jest z niezwykłym wyczuciem. Również pojawiający się w pewnym momencie nasi dawni przodkowie silnie zaskakują widza, płodząc kolejne niewygodne pytania i refleksje.

Po dość długim i zapierającym dech w piersiach wstępie reżyser przedstawia nam dramat amerykańskiej rodziny z lat 50. W rolę surowego, aczkolwiek mającego dobre intencje ojca, wcielił się jak zwykle rzetelny w swojej profesji Brad Pitt. Natomiast jego przeciwieństwo - niezmiernie kochającą, anielską matkę, zagrała piękna Jessica Chastain. Malick zgrabnie, niebezpośrednio zaznaczył odmienność obojga rodziców, wskazując dwie przeciwstawne ścieżki, które reprezentują. Z trójki synów burzliwego małżeństwa, zdecydowanie największym zaskoczeniem był debiutujący na ekranie, młody Hunter McCracken, który, jak na zupełnego nowicjusza, popisał się zaskakująco dobrymi umiejętnościami aktorskimi. W jego starszą wersję wcielił się Sean Penn, który z kolei swoim wymownym zadumaniem i milczeniem wprowadził do filmu pewien niepokój. Prześladowały go wspomnienia z dzieciństwa, nękały wątpliwości oraz ewidentne poczucie niespełnienia. Bezbłędną mimiką wyraził emocje silnie ukryte pod płaszczem stoickości. Postaci były zdecydowanie klarownie narysowane, aczkolwiek nie przekraczały granicy nierealności. Z początku nieco płytkie i banalne, z czasem zostają silnie rozbudowane. Reżyser zadbał o przekonujące, dla struktury swojego dzieła wręcz harmonijne, rozwinięcie portretów psychologicznych.

Dzieciństwo przedstawione w filmie jest nacechowane wieloma przenikliwie poruszającymi momentami, które z pewnością niejedną osobę wprowadzą w stan głębokiej nostalgii. Jest to zdecydowanie największa zaleta tego obrazu. Życie maluchów pokazane jest jako istna idylla, w której brak jakichkolwiek trosk i problemów. Byt, do którego każdy dorosły chciałby powrócić. Gdy dzieciaki jednak dorastają, ich cudowna sielanka dobiega końca. Pokazane jest silne wewnętrzne rozdarcie, swoisty dualizm, w szczególności młodego, buntującego się Jacka, który nie jest świadom jaką drogę winien w życiu obrać. Czynnikiem sprawczym jego problemu jest w istocie sporność tak skrajnie różniących się od siebie rodziców. Chłopiec zwyczajnie nie wie jak się powinien wobec nich ustosunkować. Naturalne dla każdego dziecka obranie kochających opiekunów za autorytet, dla Jacka, posiadającego tak bardzo antynomicznych rodzicielów, stanowi nie lada kłopot.

Film wygląda zjawiskowo. Stwierdzenie, że Emmanuel Lubezki nakręcił jedne z najlepszych zdjęć w historii kinematografii nie jest egzageracją. Każdy kadr jest artystycznie napiętnowany. Pod względem estetycznym całość prezentuje się nieprawdopodobnie. Cały wdzięk i piękno tak unikalnego obrazu ciężko ująć w banalnych, oklepanych słowach, to po prostu trzeba zobaczyć.

"Drzewo życia" w swojej formie jest nienachalne. Pomimo częstego ocierania się o granicę kiczu, nigdy jej nie przekracza. Malick świetnie zbalansował meritum swojej metafizycznej wizji nie obrażając przy tym niczyjej ideologii, co muszę przyznać udaje się jedynie największym twórcom kina (vide Tarkowski).

Reżyser, chcąc odpowiedzieć na te najtrudniejsze kwestie dotyczące naszego bytu, stawia dość niejasno twierdzenie, że wartością na której powinniśmy opierać swoje życie jest zachwyt. Zachwyt nad otaczającym nas pięknem. Wiarą w to, że każdy kolejny dzień jest darem od Boga. Jesteśmy niezwykle maluczcy, nie możemy, zwyczajnie nie jesteśmy w stanie ogarnąć zagadnienia genezy naszego istnienia. Malick twierdzi, że pozostaje nam jedynie ślepe zaufanie w to, że nasz żywot coś znaczy. Proponuje nieco nieudolne, epikurejskie podejście do życia z zachowaniem pokory i przyjmowaniem wszystkiego tolerancyjnie, ze zrozumieniem.

Film naturalnie zasłużył sobie na palmę w Cannes. Oglądanie tak silnie wyczerpującego i niekonwencjonalnego arcydzieła to niewątpliwie niezwykłe przeżycie, które na długi czas zapada w pamięć widza, powodując lawinę refleksji. Jednakże ze względu na specyficzność i niejednoznaczność obrazu zagości ona jedynie u ludzi szeroko i obiektywnie patrzących na otaczającą nas rzeczywistość.

ocenił(a) film na 10
gam01

jak sądzisz czy Malick chciał nam pokazać iż znany nam Bóg nie istnieje ? nasz pochodzenie jest nie znane ....

fulle_bulle

Wydaje mi się że tak. Ojciec to bóg typowo starotestamentowy, matka to bóg nowotestamentowy(łaska). Ale oprócz nich w filmie pokazany jest absolut (powstanie świata, życia) który nie jest żadnym ze znanych nam bóstw. W zasadzie nie wiadomo czym jest i czy ktokolwiek i czy w ogóle nad nami czuwa. Nam pozostaje w życiu jedynie wdać się w ojca albo matkę(w filmie) albo najlepiej znaleźć kompromis. Nie jesteśmy w stanie nawiązać kontaktu z tym bogiem który stworzył wszechświat, dlatego mamy jedynie Bóstwa których istnienie i sens istnienia możemy własnymi małymi głowami ogarnąć

ocenił(a) film na 8
imperial90

W moim odczuciu twórca chciał jeszcze pokazać, że człowiek oddala się od Boga kiedy oddala się od drugiego człowieka i sam próbuje stać się Bogiem dla innych ludzi. Jak to było pokazane we fragmencie dotyczącym powstania świata, wszyscy i wszystko pochodzą z jednego źródła. Stąd Bóg jest we wszystkim co nas otacza i w innych ludziach.

joe_kaktus

joe, bardzo ciekawe spostrzeżenie.

ocenił(a) film na 10
gam01

dla mnie ten film scisnal mi gardlo... widzialem go dwa razy... to jest cos wielkiego, ale coz... nie dla kazdego chyba... i ci ktorzy narzekaja maja do tego prawo... z proznego nie nalejesz

ocenił(a) film na 10
gam01

"Drzewo Życia" oglądałem w kinie dzisiaj.

Dla mnie ten film jest rewelacyjny. To obraz o istocie życia ujętej w niesamowitej graficznej i muzycznej otoczce. Jest trochę podobny do "Źródła" Aronofsky'ego.

Świetny do spojrzenia na siebie z boku, idealny do refleksji, przemyśleń, podsumowań, stymulujący do działania. Esencja kina. Nie sądziłem, że będzie aż tak dobry.

Nawiasem mówiąc - bardzo dobra interpretacja powyżej. Może mało wyczerpująca, ale trafna. Z drugiej strony żeby wyczerpać temat trzeba by napisać na temat filmu co najmniej parę stron,

ocenił(a) film na 10
GrzegorzLaguna

Mogę być o tyle nieobiektywny, że mam słabość do metafor i symboliki, których tutaj pełno. Ale to fakt, że film na pewno nie jest dla tych co idą na niego, "bo gra Brad Pitt" ;)

użytkownik usunięty
gam01

Wyczerpujący to jest ten post :)

Podbijam, zasługuje na większą uwagę

ocenił(a) film na 9

Niska ocena tego filmu wynika z jego niezrozumienia, co dla mnie tylko podwyższa wartość dzieła. Wyjątkowy, nietuzinkowy, do bólu metaforyczny. Gratuluje interpretacji.

ocenił(a) film na 10
gam01

film przede wszystkim wielowymiarowy. ja bym szczególną uwagę zwrócił na, wspomniany już przez Ciebie, dualizm. dualizm, który zawsze oznacza jedność. myślę, że nie bez przyczyny najpierw pojawia się scena śmierci a potem narodzin czyli życie. również narodziny świata to niezwykły spektakl dwóch światów - piękna a zarazem okropności - wybuchająca i tryskająca lawa wygląda niesamowicie i oznacza początek świata, jednocześnie dla nas obecnie reprezentuje śmierć i zniszczenie - gdzieś w głębi przeraża nas. później dostajemy pierwiastek żeński i męski (ludzie), matkę i ojca (rodziców)- czułość i "twardość"(charaktery), miłość i nienawiść (uczucia), dobro i zło, obowiązki (prawo) i wolność (anarchia). najwidoczniej widać to rozdwojenie wszech rzeczy właśnie przy rodzicach, reprezentujących dwie różne strony tego samego medalu. tu również widać najmocniej potrzebę równoważenia się wszystkiego. to kiedy ojciec wyjeżdża pojawiają się wybryki, i co najzabawniejsze, ale też najbardziej życiowe - kiedy znika, wydawałoby się - wszystko, co złe, nie zostaje tylko dobro, miłość, czułość, lecz wręcz przeciwnie - równowaga musi zostać zachowana . myślę, że przykładów dualizmu w filmie można by znaleźć jeszcze wiele.
jednocześnie dostajemy fascynujący obrazek kreowania się czlowiek, dojrzewania do mężczyzny. moment, kiedy dwoistość świata łączy się i tworzy jedno - osobowość.
myślę, że żadna ze scen nie jest pokazana bez przyczyny, ponieważ wszystko się ze sobą łączy - na poziomie człowieka, jak i na poziomie wszechświata. może momentami pojawia się zbytnia dosłowność, ale czy życie nie jest często wlaśnie takie?
właściwie im dłużej nad 'drzewem życia' myślę, tym większy dostrzegam jego geniusz.
i jestem pewny, że obejrzę ten film jeszcze wielokrotnie.

ocenił(a) film na 8
gam01

Bardzo dobra recenzja właściwie. Mi się wydaje, że intencją twórcy było pokazanie istotności każdego człowieka, podkreślenie wartości życia. Wizja kreacji, stworzenia wszechświata, w moim odczuciu, nie tyle miała służyć ukazaniu jacy jesteśmy mali i nieistotni, a wręcz przeciwnie miała zaakcentować naszą wartość. Poprzedzają ją pytania matki o to gdzie był Bóg w czasie śmierci jej syna i kim dla niego jesteśmy. Następnie widz jest świadkiem drogi jaką musiał przejść wszechświat do momentu, w którym mogło na ziemi przyjść na świat dziecko. Trwało to długo i wymagało wiele energii. Jeśli kryje się za tym jakaś siła sprawcza to czy moglibyśmy być dla niej nieistotni? Terrence Malick zmaga się w tym filmie z trudnymi pytaniami natury egzystencjalnej, na które odpowiedzi nie zna nikt (zapewne wszyscy uznaliby jego film za arcydzieło gdyby rozpracował tajemnicę wszechświata, życia i śmierci). Autor filmu zdaje się sugerować, że sens i radość życia leży właśnie w tej niewiedzy (tak jak założyciel tematu napisał zachwycie nad tym co nas otacza, bez potrzeby zrozumienia mechanizmów tym kierujących). W dalszej części filmu spogląda przez pryzmat dzieciństwa na potęgę boskości. Dla dziecka wszystko jest tajemnicze i fascynujące. Rolę Boga odgrywa w jego życiu ojciec, który wprowadza je w dorosłość. Dziecko oddala się od beztroskiej niewiedzy, przez co zaczyna odczuwać zagubienie. Coraz mniej w jego życiu prawdy, autentyczności, zaczyna rozróżniać dobro i zło, robi wiele rzeczy wbrew sobie. Jako dorosły człowiek jest już zupełnie daleko od tego co było w jego życiu naprawdę ważne. Najstarszy syn wraca do tego dopiero w końcówce filmu, gdzie spotyka się ponownie ze swoją rodziną, taką jaką zapamiętał z dzieciństwa. Film niesie w sobie o wiele więcej treści, o których już na forum i w tym konkretnym temacie wspominano. Budził we mnie skojarzenia z kosmiczną odyseją Kubricka i "Zwierciadłem" Tarkowskiego.

ocenił(a) film na 10
joe_kaktus

dla mnie, chociaż to może być po prostu moje podejscie do życia, kwestia pokazania powstania wszechświata oraz narodzin dziecka może pokazywać, że równolegle, na różnych poziomach istanieją różnego rodzaju, bardzo podobnych wszechświatów. i tak jak planety, gwiazdy itd tworzą wszechświat dosłowny, tak my jako planeta taki "wszechświat" tworzymy, ale również jako rodzina, poza tym my sami w sobie jesteśmy małymi "wszechświatami", a obok nas istnieją jeszcze mniejsze "wszechświaty". co do tej niewiedzy, to bym się niezgodził. myślę, że pewna świadomość jest wybawieniem - tu jest to przejścia od dziecka do mężczyzny i pogodzenie się z ojcem - ponieważ "dorastanie" jest nieuchronną częścią wszystkiego. rzeczy, faktycznie same w sobie są piekne, ale ich znajomość sposobu ich "działania" wcale myslę, że nie umniejsza nad nimi zachwytu - a wręcz przeciwnie - pozwala naprawdę docenić wartość kunsztu "konstruktora" :)

ocenił(a) film na 8
dzon

Oczywiście można i tak na to spojrzeć, choć w samym filmie reżyser skupia się na pokazaniu drogi prowadzącej do narodzin dziecka. Pod metaforą tytułowego drzewa życia kryje się cały wszechświat. Obserwujemy jego rozwój od korzeni, narodzin. Nie zaprezentowano kilku różnych wszechświatów równolegle lecz jeden spójny chronologicznie. Co do tej niewiedzy to myślę, że twórca chciał pokazać, że człowiek dorosły mimo, że więcej rozumie, tworzy, buduje, wydaje mu się, że jest wielki, lepszy od innych, to i tak rozumie zbyt mało, żeby być szczęśliwym. Zwróć uwagę, że dorosłe postacie męskie są nieszczęśliwe, niespełnione, zagubione. Czy dorośli ludzie w tym filmie naprawdę tak często się czymś zachwycają (poza matką) czy przyjmując na siebie rolę stwórcy oddalają się od Boga? W moim odczuciu zamysłem twórcy było pokazanie, że człowiek najbliżej Boga jest wtedy kiedy jest blisko drugiego człowieka. Wszystko co nas otacza pochodzi z jednego źródła, w domyśle od Boga, który jest częścią wszystkiego. Ojciec przyjmując postawę i rolę władcy w domu oddalił od siebie syna, ten sam mechanizm zadziałał w przypadku braci. Postępując w ten sposób oddalili od siebie najbliższe osoby. Podkreśla to ostatnia sekwencja w filmie, w której wszyscy się na powrót spotykają i są pokazani w ten sposób, w jaki najstarszy syn zapamiętał ich z dzieciństwa, czyli z czasu kiedy życie miało dla niego największą wartość. Tak jak napisałeś dorastanie jest nieuchronną częścią wszystkiego lecz nie prowadzi do oświecenia, nikt w końcu nie wie o co w tym wszystkim naprawdę chodzi. Pewna świadomość jaką zdobywamy dorastając pozwala docenić kunszt stworzenia z innej perspektywy, zrozumieć motywy postępowania ludzi, których wcześniej nie rozumieliśmy. Tylko czy jest wybawieniem i nie umniejsza zachwytu? W tym filmie nie znalazłem twierdzącej odpowiedzi na to pytanie.

ocenił(a) film na 10
joe_kaktus

nie mogę zgodzić się ze stwierdzeniem, że rozumiemy zbyt mało, żeby być szczęśliwymi. ja nie odebrałem tego filmu tak "negatywnie", bo przecież to jest dosyć smutne przesłanie. ludzie mają zdolność kreowania nie tylko rzeczywistości wokół siebie, ale zmieniania siebie. faktem jest, że rodzice (i otaczający nas świat) coś w nas zostawiają, ale w momencie powstawania świadomości zyskujemy również i możliwość wyzwolenia się z tego. dla mnie moment, kiedy chłopiec mówi do ojca, że jest taki jak on, jest tym, czym dla pijaka przyznanie się, że ma problem z piciem - pierwszym krokiem do wyzwolenia się. później wszystko zależy już tylko od nas. myślę, że koncowe sceny, a więc przypomnienie sobie dzieciństwa noszą znamiona, czegoś pozytywnego, ponieważ patrzy na przeszłość z przychylnością, a więc "ciężkie" dzieciństwo czegoś go nauczyło - np jak nie być dokladnie taki sam jak własny ojciec. myślę, że reżyser zostawia w tej materii wiele niedomówień, wiec i duża część interpretacji będzie zależeć od podejścia oglądającego. myślę, że możliwośc kreowania zbliża nas do "Boga", a wszechświat, mimo że wydaje się w swym powstaniu i "tworzeniu się" na mocno przypadkowy, to wcale taki nie jest.

równoległość i spójność chronologiczna to jedno i to samo. ;)

i faktycznie, w wielu miejscach mogę mocno nadinterpretować film, ponieważ już tak w życiu jest, że dopasowujemy sposób odbierania otoczenie do naszych poglądów. a "drzewo życia" pasuje do mojej koncepcji idealnie. ;)

pozdrawiam serdecznie :)

ocenił(a) film na 8
dzon

Może źle to ubrałem w słowa, ale z tą spójnością to chodziło mi o to, że przedstawiony jest jeden wszechświat, który rośnie z czasem, rozrasta się. Nie mamy pokazanych równolegle kilku wszechświatów w taki sposób, że najpierw pokazują nam kosmos i co tam się dzieje w obecnej chwili, za chwilę ludzi na ziemi, po czym przechodzą do życia zwierząt i następnie mikrobów na przykład, po czym znowu wracają do obrazowania kosmosu. Pokazane jest tylko chronologicznie to co prowadzi do powstania życia na ziemi. Myślę, że stąd tytuł filmu to "Drzewo życia" a nie np. "Drzewa życia".
Dla mnie ten film miał dosyć pesymistyczną wymowę, mimo całej beztroski dzieciństwa w nim ujętej. Bohater filmu nie mógł się wyzwolić z wpływu jaki mieli na niego rodzice. Świadczy o tym ten cytat z filmu: "Father, mother, always you wrestle inside me. Always you will." Widzimy, że poszedł w ślady ojca i nie umie tego zmienić. Mieszka z kobietą (która również nie wygląda na zbyt zadowoloną) w wielkim, pustym domu, pozbawionym życia. Zapala świeczkę ku pamięci brata, który zmarł w wieku 19 lat. Później, będąc w pracy mówi, że świat zszedł na psy, ludzie są coraz gorsi i chce ich tylko dopaść w swoje ręce. Ewidentnie nie jest z życia zadowolony. Wraca pamięcią do czasów dzieciństwa gdzie wszystko było łatwiejsze, do momentów, które zadecydowały o całej jego przyszłości. Końcowa sekwencja przedstawia życie po życiu. Jest w filmie taka scena symbolizująca przyjście na świat, kiedy dziecko wypływa z zalanego wodą pokoju przez drzwi i jest scena symbolizująca śmierć, w której bohater przechodzi przez drzwi prowadzące na pustynię. Później jest scena na plaży gdzie spotyka się ze swoją rodziną taką jaką zapamiętał z dzieciństwa więc rozumiem, że to jest dla niego wybawieniem, a całe jego dorosłe życie było puste (na co wskazują nieliczne zawarte w filmie sceny z jego dorosłości). W filmie na początku padają słowa, że są dwa sposoby przejścia przez życie, droga natury i droga łaski. A każdy kto nie kocha drogi łaski zawsze kończy źle. Zarówno ojciec, jak i jego syn później reprezentują drogę natury.
Film zdecydowanie ma filozoficzny charakter i zmusza do myślenia, pozostawia też pole do własnej interpretacji, dlatego każdy ma prawo odbierać go w zgodzie ze swoimi poglądami. Pozdrawiam również.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones