Obejrzałem ten film 3 razy. Na pierwszy seans trafiłem całkiem przypadkowo zachęcony złotą palmą z Cannes i obecnością Seana Penna na liście aktorów, acz z lekką dozą dystansu z powodu obecności Brada Pitta na tej samej liście. Już po pierwszym seansie miałem chęć popełnić recenzję. Dobrze, że tego nie zrobiłem.
Sam sposób zobrazowania początkowej sceny prezentującej rodziców dowiadujących się o śmierci dziecka zwiastuje, iż mamy do czynienia z wyjątkowym obrazem. Idealnie zgrana ścieżka dźwiękowa z perfekcyjnymi ujęciami i treścią emocji.
W mojej interpretacji na przestrzeni autor zadaje, a nawet powtarza pytania:
- czy wobec okrucieństwa nam zadawanego bóg istnieje?
- czy bóg jest przyrodą? czy przyroda jest bogiem?
- czy rodzina jest metaforą boga? (wszechmogący ojciec, bezkreśnie piękna matka-przyroda)
- czy rodzina jest metaforą przyrody?
W mojej opinii film jest przekładem księgi Hioba w wykonaniu Malicka. Nie jest to eksperyment, nie jest to przypadek, całość jest dokładnie przemyślana i pokazana w bardzo precyzyjny sposób.
Początkowe sceny, gdy Penn idzie wewnątrz budynku, istnego lochu ze stali, betonu i szkła. Zagubiony, przerażony po utracie brata. Ujęcia podpisane szeptem pytań egzystencjalnych. Podparte metaforą przyrody uwikłanej w pyszną, asfaltową ewolucję człowieka. Obraz drzewa ograniczonego betonem ze wszystkich stron, związanego linami, niczym malutki kwiatek doniczkowy. Połączone z monologiem przeprosin ojca (a metaforycznie boga?). Kiedy się zatraciliśmy w tym wszystkim? Jak straciliśmy kontakt z bogiem/przyrodą? Piękno przyrody w postaci lecącego stada ptaków wokół betonowo-stalowego zamku. Masa ludzi w jednym budynku jednak wszyscy zupełnie samotni, osobni, odsunięci od siebie. Ilość ujęć obrazujących nas maluczkich, niekompletnych, zatraconych bez przyrody/boga niesamowita.
Klasyczny, psychoanalityczny motyw dojrzewającego chłopca ciągnący się przez większość filmu. Nienawiści syna wobec srogiego ojca, chęci zabicia ojca, zazdrość o matkę. Powstawanie poczucia winy młodego człowieka, atrakcyjność zła. Jesteśmy naszymi rodzicami. Przepiękny obraz.
Warto abyś przed obejrzeniem miał podstawową wiedzę lub co najmniej przemyślenia z psychologii i filozofii. Do jakiejkolwiek interpretacji filmu wymagana jest znajomość księgi Hioba, odniesienia do niej pośrednie lub bezpośrednie są ciągłe na przestrzeni filmu.
Bez wątpienia film trudny w odbiorze, wymagający nieprzerwanej analizy "wierzchniej warstwy".
Chylę czoła przed umysłem, który był w stanie opowiedzieć w tak piękny sposób tą historię, był w stanie zadać te pytania. Czysta poezja na ekranie okraszona wyjątkową muzyką i niesamowitymi ujęciami. Harmonia.
Wybaczcie niedociągnięcia - nie recenzowałem wcześniej filmu i mogłem to poczynić chaotycznie. Nie pozwolę sobie na stwierdzenie, że zrozumiałem ten film w pełni. Budzi we mnie wciąż wiele wątpliwości/pytań, jednak żaden nie dał mi tyle przyjemności z oglądania, potem wtórnego oglądania i jeszcze następnej projekcji ;-)
Co wartego uwagi pominąłem?
Po każdym z 3 seansów zmieniałem (rozbudowywałem?) swoją interpretację.
Arcydzieło, 10/10.
Gorąco kibicuje temu utworowi w uzyskaniu Oscarów: zdjęcia, muzyka, reżyseria, a może i scenariusz?
Zapraszam do dyskusji.