Ale łatwiej by było to zauważyć, gdyby reżyser poucinał go z dwóch stron. Znaczy, gdyby darował sobie ten film przyrodniczy, efektowne efekty, zupełnie niepotrzebnego Seana Penna i bieganie po plaży, a zostawił dobrą część, która wciąga, czyli tą z Bradem Pittem i historią jego rodziny. No i minus za nudę, bo nudno miejscami było.