Film zaczyna się troszku nudnawo, męcząco i drętwo....przez chwile chciałem nawet wyłączyć "Drzwi..", ale całość zmienia się dopiero po jakiś 20-30 minutach. Historia nabiera rumieńców i zaczyna toczyć się swoim lekko "sennym" tempem. Z czasem jesteśmy ciekawi dalszych losów bohaterów, które aż do samego końca porywają i zaskakują. Ostatnia scena zasługuje na uznanie, ponieważ daje do myślenia i obraca cała opowieść o 360 stopni....co jest oczywiście na plus...podobnie jak aktorstwo, które stoi na wysokim poziomie. Jeff Bridges ukazuje nam swoje drugie ja, przedstawia nam siebie w zupełnie innej dla siebie roli. Teraz już wiem że Jeff potrafił by zagrać więcej podobnych postaci....nawet z zyskiem (wyróżnienie na jakimś prestiżowym festiwalu). Wielkim atutem filmu jest muzyka, która towarzyszy nam z minuty na minutę, czego nie można spotkać w każdej produkcji. Obraz na pewno potrafi zafascynować, ale na mnie nie zrobił aż takiego wrażenia, więc uważam film tylko albo aż za dobre kino.