Wydaje mi się że ten film nie ukazuje miłości a jedynie pożądanie. Jest pesymistyczny i z lekka nudnawy. Nie przekazuje żadnych wartości :(
Ma pokazywać właśnie to co pokazuje. Nie wszystkie filmy mają być o słodkiej, różowej miłości z ledwo zakreślonymi postaciami.
Hmmm, po czesci sie zgadzam, po czesci rozumiem i zachecam do zapoznania sie z ksiazka. Historia Teda, Eddiego, Marion i Ruth nie nalezy do optymistycznych, raczej do tych bolesnie zyciowych, za to opowiedziana jest w najlepszym stylu.
Milosc ukazana w 'Drzwiach...' to milosc utracona, matki do synow, milosc zony i meza. Film ukazuje 'to czego nie ma', brak i pustke.
Przeczytaj ksiazke, niektore watki sa tam bardziej rozwiniete, moze faktycznie latwiej jest zrozumiec film po zapoznaniu sie z cala historia...
Napisałeś: "Milosc ukazana w 'Drzwiach...' to miłość tracona, matki do synow, milosc zony i meza."
a ja bym dodała, że jest to miłość zaborcza, bo śmierć dwójki starszych dzieci osierociła również jeszcze jedną osobę. Tą małą, zagubioną dziewczynkę, którą wraz z odejściem braci straciła matkę. Czy ona aż tak bardzo kochała synów, że nie potrafiła już córeczki kiedy ich nie było? To boli...