UWAGA SPOILERY! W pewnym momencie filmu Ben Johnson mówi do Brando: "Powinieneś zmienić styl, bo dla mnie jest on stanowczo za wolny". I ta kwestia mogłaby posłużyć za podsumowanie filmu reżyserowanego przez Brando. Ponadto sam Rio w wykonaniu Marlona to niemal święty: Przy losowaniu, kto ma jechać po pomoc, dobrowolnie zostaje, otoczony później przez Meksykanów. Po ucieczce z więzienia chce się zemścić na zdrajcy Maldenie ale jakoś wolno mu to idzie.. Niczym Chrystus znosi biczowanie przez Langwortha, nie wydając z siebie ani jęku. Zmiażdżona ręka po kilku tygodniach jest sprawna jak wcześniej (lepszy poziom medycyny niż obecnie w Polsce). Za to jak tylko pojawia się w towarzystwie kobiet jest tak szarmancki, że aż sztuczny. Całość ratuje aktorstwo Bena Johnsona, Slima Pickensa no i Karla Maldena.
Jakiś taki mdły i nijaki. Taki jest Brandon w tym filmie. Niby zabijaka. W filmach, w jakich do tej pory go oglądałem(Tramwaj zwany pożądaniem, Ostatnie tango w Paryżu, Dziki) grał facetów z charakterem. Co to biorą, zwłaszcza od kobiet, co chcą. Bez zbędnych ceregieli. Tutaj, niby bandzior, a jakiś taki ugrzeczniony. Filozof.