Wydaje mi się, że z grubsza chodzi o to: Inżynier Nowak (Janusz Bylczyński) był niemieckim agentem. Niemcy wysłali go do Polski i dali mu tożsamość i życiorys Nowaka badylarza (tak, kapo, stąd jego strach po wojnie), który dla bezpieczeństwa miał zostać zlikwidowany, ale uratował się, bo "nadleciał ruski samolot" (opowiada o tym straganiarka, która była w związku z badylarzem). Przypadkowo w hipotece wydało się, że jest teraz dwóch mężczyzn o tych samych danych osobowych, więc inżynier - po tym, jak odwiedził go stary Dziewanowicz - przestraszył się dekonspiracji i zaczął mordować - najpierw Dziewanowicza na budowie, potem badylarza na bagnach, chciał zabić też młodego Dziewanowicza, a w jednostce wojskowej ukradł wpis z kartoteki i w końcu chciał zwiać z kraju, mordując obcokrajowca. Jedyne, czego nie rozumiem, to dlaczego ten Niemiec czy Austriak (kontakt), który przyjechał po plany, był podobny do inżyniera. Może inżynier poprosił Niemców o przysłanie do Polski człowieka podobnego do niego, żeby mógł uciec na jego paszport ("zaoferowano mu 5 tys. marek"). A Pietruski znał Nowaka, bo miał z nim i z tym drugim od jabłek umowę przy sprzedaży warzyw. Nie lubił o tym gadać, bo oszukał w przetargu i bał się wsypy (kiedyś ukradł koce). Sarnicki z kolei był kolegą inżyniera, studiowali i pracowali razem, pomagali sobie. W samolocie pokazali go, jak swoją reakcją "identyfikuje" Nowaka.