Spokojne, wyciszone osiedle, stające się miejscem konfliktu policjanta na emeryturze i młodego małżeństwa (biały mężczyzna plus czarna kobieta). Oczywiście czarnemu wydze (niezły Samuel L. Jackson) to nie w smak, przy czym jego rasistowskie zapędy są nakreślone strasznie topornie i trudno przełknąć to, że już przy pierwszym spotkaniu jego postać krzywo patrzy się na nowych sąsiadów i układa jak zniszczyć ich życie. To nawet nie „Sublokatorka” Schroedera, gdzie mieliśmy do czynienia z chorobą psychiczną generującą zaszczucie, w tym przypadku kolejne zdarzenie jest efektem zwykłego widzimisie głównego bohatera, z którego nie wynika żadna ciekawa konkluzja i sens w działaniu.
I nawet tło opowieści w postaci pożarów zbliżających się do osiedla nie przekłada się na emocje i w ogóle nie odczuwa się żaru, który by podgrzewał atmosferę. Plus trywialny finał całej opowieści, który pogrąża całość.
Można sobie odpuścić…
Moja ocena - 4/10