Dziewczyny z kalendarza/film/Dziewczyny+z+kalendarza-2003-390892003
pressbook
Prawdziwa historia gospodyń
Ta historia wydarzyła się naprawdę. Mieszkanki Rylstone w hrabstwie Yorkshire spotykały się w Women’s Institute (skrzyżowanie klubu dla kobiet z kołem gospodyń wiejskich), gdzie zajmowały się przede wszystkim doskonaleniem sztuki kulinarnej – sporządzały konfitury, piekły ciasta, pracowały nad kompozycjami kwiatowymi. Raz w roku wydawały kalendarz. Jedna z nich, Angela Baker, zainspirowana przez swą najlepszą przyjaciółkę Tricię Stewart, w 1998 roku wpadła na niecodzienny pomysł. Otóż nowy kalendarz miałby zawierać fotogramy roznegliżowanych pań. Mąż Angeli, John, entuzjastycznie odniósł się do tego projektu, ale nie doczekał jego realizacji. Zmarł na białaczkę. Pomimo to kobiety doprowadziły rzecz do końca – także po to, aby poprawić zły stan psychiczny Angeli po śmierci Johna. Terry – mąż innej z kobiet, Lyndy Logan – zajmujący się amatorsko fotografią, zgodził się im pomóc. Miejscowy pub przemieniono zatem w studio fotograficzne. Dwanaście kobiet musiało najpierw przełamać wstyd, w czym pomogły im, z kolei, duże ilości czerwonego wina. Pozowały, zasłaniając intymne części ciała takimi rekwizytami, jak pianino, sztalugi malarskie, czy stara prasa do wyciskania jabłek. Zdjęcia zrobiono w sepii. Jedynym kolorowym elementem na każdym z nich jest słonecznik – kwiat, którego nasiona tuż przed śmiercią podarował kobietom John Baker. Mówił, że będzie zdrowy, zanim kwiaty zakwitną. Kalendarz na rok 2000, który ukazał się w kwietniu 1999 roku, wzbudził wielkie zainteresowanie w mediach, nie tylko brytyjskich. Obszerne materiały, opisujące tę historię, ukazały się m. in. w "New York Timesie" i magazynie "People". Sprawie poświęcono również słynne programy telewizyjne "60 Minutes" i "Today Show". W rezultacie sprzedano już ponad 300 tysięcy egzemplarzy kalendarza, z czego uzyskano pond 600 tysięcy funtów dochodu. Uzyskane fundusze przeznaczono na walkę z białaczką. Gdy historią zainteresowali się producenci filmowi, kobiety, a zwłaszcza Angela Baker, były jednak pełne wahań. Pomysł nakręcenia filmu budził moje wątpliwości – wspominała Baker. – Obawiałam się, że może to być bardzo trudne dla mnie i dla moich najbliższych. Mowa tu przecież o bardzo osobistych sprawach, intymnych doznaniach i uczuciach. Nie byłam pewna, czy chcę, aby stały się one tematem filmu. Zwłaszcza, że od śmierci Johna upłynęło tak niewiele czasu.
O filmie
Producentka Suzanne Mackie twierdzi, że gdy tylko poznała historię kobiet z Rylstone, natychmiast zapragnęła przenieść ją na ekran. Nie była w tym pragnieniu osamotniona, ale jej jedynej udało się zdobyć zaufanie i ostateczną zgodę zainteresowanych pań. Wraz z drugim producentem, Nickiem Bartonem i scenarzystką Juliette Towhidi wyjaśniła im swoje intencje. Według nas, jest to bardzo zabawna historia, ale nie to jest w niej najważniejsze – wspomina producentka. – Najistotniejszą rzeczą dla nas był dramat Angeli i kobieca solidarność. W ten sposób ta na pozór frywolna historia nabrała uniwersalnego wymiaru. Mackie dodaje także, że bardzo ważnym wątkiem była dla niej kwestia podkreślenia własnej wartości. Te kobiety udowodniły, że po czterdziestce można być piękną – mówi. Negocjacje prowadzono z wszystkimi "dziewczętami z kalendarza". W porozumieniu z nimi scenarzystka wykorzystała część ich losów. Zmieniono imiona bohaterek, a Rylstone przekształcono w fikcyjne miasteczko Knapely. W grudniu 2000 roku dokonano ostatecznego wyboru reżysera. Został nim Nigel Cole, opromieniony kasowym i prestiżowym sukcesem komedii "Joint venture". Wybrał on "Dziewczyny z kalendarza" spośród kilku innych proponowanych mu scenariuszy. Teraz wszyscy będą uważać mnie za specjalistę od filmów opowiadających o dzielnych kobietach w średnim wieku – śmieje się reżyser. – Ale zbieżności z moim poprzednim filmem są czysto przypadkowe. Po zastanowieniu jednak dodaje, że zawsze najbardziej interesowało go łączenie tonacji dramatycznej i komediowej. Nie czuje za to powołania do kręcenia filmów uważanych za "męskie". Przemoc w kinie zupełnie mnie nie pociąga. Chciałbym, żeby ludzie na widowni na przemian wzruszali się i byli rozbawieni. Cóż, chyba to kwestia temperamentu. Wydaje mi się, że mam dość miękkie serce, a nawet jestem sentymentalny. Cole dobrze poznał panie z Rylstone. Przyznaje, że klimat tego miejsca bardzo mu odpowiada. W angielskich filmach często przedstawiano prowincję w ciemnych barwach: jako siedlisko ponurego konserwatyzmu i zwykłej głupoty. Nie zgadzam się z tym. Kobiety, które poznałem, są żywym dowodem na to, że mam rację. Są zabawne, bystre i wcale nie takie konserwatywne, choć przyznam, że zaskoczyło mnie to, jak serio traktują wszystkie te konkursy kulinarne i walkę o nagrody. Cole przyznaje, że w porównaniu do prawdziwych wydarzeń historię nieco udramatyzowano. Zwróciliśmy uwagę na to, że nasze bohaterki dorastały w latach sześćdziesiątych – tłumaczy Cole. – Te czasy odcisnęły na nich swoiste piętno. Stąd też pojawił się pomysł konfrontacji ich "wywrotowego" pomysłu z londyńskim zarządem Women’s Institute, instytucją mocno konserwatywną. W rzeczywistości ta opozycja niemal nie istniała . Scenariusz Towhidi poddano daleko idącym przeróbkom. Dokonał ich Tim Firth, ceniony scenarzysta telewizyjny, współautor sukcesu m.in. takich produkcji, jak "Preston Front" i "Neville’s Island". Jego zadaniem było wzbogacenie lirycznego w tonie tekstu o ironię i komiczne efekty. Szczególną uwagę zwrócono na finałową część filmu. Gdy przystępowaliśmy do realizacji, wszyscy rozmawiali o pierwszej edycji Big Brothera. To nasunęło nam myśl, by pokazać niebezpieczne skutki nagłego przedzierzgnięcia się zwykłych ludzi w idoli mediów. Nie chcieliśmy jednak moralizować – mówi Cole. Firth podjął się zadania z pewnymi obawami, ale i z entuzjazmem. Jego matka i babka działały przez lata w Women’s Institute – miał więc wiele pożytecznych informacji z pierwszej ręki. Rozmawiał też z wieloma mężczyznami, zachwyconymi kalendarzem i wykorzystał ich zabawne uwagi przy pisaniu. W przeciwieństwie do swej poprzedniczki, Firth, zanim nie ukończył pracy, nie chciał poznać pierwowzorów filmowych postaci. Nie kręciliśmy przecież dokumentu. Poproszono mnie, bym wniósł do filmu humor, zwalczył nadmierny sentymentalizm i wydobył pewien mroczny ton. I postarałem się to zrobić – mówi. Helen Mirren, słynna z wielu ról dramatycznych (m.in. "Szaleństwo króla Jerzego"), zgodziła się zagrać w filmie bez wahania. Bardzo spodobała mi się i postać, i jej pierwowzór. Tricia to ktoś, kto skacze bez zastanowienia do basenu i dopiero potem zauważa, że nie ma w nim wody. Rzadko też zdarza się praca z zastępem tak znakomitych koleżanek. Szczerze mówiąc, obawiałam się, że nie zawsze będzie to łatwe. Wiadomo – wybitne aktorki i kobiety. Ale Nigel całkowicie panował nad sytuacją, dzięki wielkiemu poczuciu humoru i osobistemu czarowi. Na swój użytek nazwałam go Nasz Nieustraszony Przywódca. Julie Walters znalazła klucz do swej postaci, gdy poznała prawdziwą Anitę Baker i jej przyjaciółkę, Tricię. Początkowo myślałam, że tym, co powinno wyróżniać Annę, jest jej nieśmiałość. Ale potem zrozumiałam, że to kobieta mocna i zdecydowana. Jej przyjaźń z Chris opiera się na tym, że Annie lubi obserwować impulsywne i nieprzemyślane poczynania przyjaciółki. Uwielbia być w kontrze, co w końcu sprawia, że doskonale się uzupełniają. Reżyser postanowił obsadzić aktorki wbrew ich zwykłemu emploi. Julie gra zwykle postaci głośne i ekspansywne, Helen – refleksyjne, pełne goryczy. Ale pamiętałem wiele ich dawnych ról i doskonale wiedziałem, że są tak wszechstronne, iż doskonale ożywią charaktery dalekie od ich, na pozór, oczywistych aktorskich predyspozycji – mówi. Penelope Wilton miała najwięcej artystycznej swobody, ponieważ postać Ruth była całkowicie fikcyjna. Przeżywa szok, jest głęboko zraniona niewiernością męża. Musiałam pokazać, jak dzięki wsparciu innych kobiet powoli odzyskuje poczucie własnej wartości – mówi aktorka. Celia Imrie, grająca w filmie swoją imienniczkę, inspiracji szukała głównie w Rylstone. Zauważyłam tam atmosferę prowincjonalnego snobizmu – klub golfowy, rotarianie... Myślę, że dla Celii uczestnictwo w Women’s Institute i cała ta sprawa, związana z kalendarzem, jest rodzajem wyzwolenia i bardzo zmienia jej stosunek do małżeństwa i do światka, w którym się obraca. Cole zgodził się w pełni z uwagami Mirren na temat pracy z grupą wybitnych aktorek. Czasem było to diabelnie trudne. Wszystkie wręcz domagały się dodatkowych dialogów i zasypywały mnie pomysłami, przeważnie bardzo dobrymi. Musiałem jednak pamiętać, że głównym moim zadaniem jest zachowanie proporcji i zapanowanie nad całością. Więc po prostu byłem stanowczy. Mówiąc wprost: wspominam to jako ciężkę robotę. Na planie niemal przez cały czas czuwał scenarzysta, który wprowadzał na gorąco korekty dialogów. A prawdziwe dziewczyny z kalendarza, z Baker i Stewart na czele, pojawiły się na ekranie jako konkurencyjna grupa Women’s Institute, biorąca udział w konkursie pieczenia ciast. Zadaniem autora scenografii Martina Childsa (Oscar za "Zakochanego Szekspira") było subtelne wydobycie kontrastu pomiędzy wiejskim światem Yorkshire i wielkomiejskim Los Angeles. Los Angeles to blichtr i tymczasowość, osada w Yorkshire miała sprawiać wrażenie, że zawsze istniała i zawsze będzie istnieć – mówi. Fikcyjne Knapely zagrała Kettlewell, wedle jego słów z pewnością nie najpiękniejsza, ale jedna z najbardziej typowych osad tamtego regionu. Niektóre sekwencje zrealizowano w czterech sąsiednich miejscowościach, zwłaszcza Skipton i Lipton. Część dekoracji powstało w słynnych Shepperton Studios. Operator Ashley Rowe uzupełnił koncepcję Childsa skontrastowanymi zdjęciami. W Yorkshire jest mało światła i jest dość ostre. My potrzebowaliśmy łagodnego, jesiennego klimatu. Użyliśmy więc pończoch jako osłon, by uzyskać miękki, łagodny ton. Znaleźliśmy na szczęście cały zapas w pewnym sklepie w Walii, bez dodatku lycry, która powoduje powstawanie fatalnych świetlnych refleksów. Natomiast w Los Angeles niczym nie osłanialiśmy obiektywów. Uzyskaliśmy w ten sposób, ostry, niemal brutalny, kontrastowy światłocień. Oprócz trudnych scen w Los Angeles, z udziałem telewizyjnego showmana Jaya Leno, słynnego z nieposkromionego wręcz temperamentu, największym wyzwaniem było kręcenie scen dotyczących kalendarza. Filmowy kalendarz różni się od oryginału. Aktorki solidarnie zdecydowały, że wszystkie wystąpią nago, bez dublerek, takie było zresztą i życzenie producentów. Dla niektórych było to trudne, także ze względu na wiek. Były i takie, które jeszcze nigdy nie pojawiły się na ekranie bez ubrania. Jednak wszystkie siedzą w tym interesie od lat – mówi fotografik Jaap Buitendijk, autor filmowego kalendarza. – I doskonale wiedzą jak na ekranie wyglądać najkorzystniej, zatem przełamały opory."
Głosy prasy
Jak w większości najlepszych komedii ze społecznym podtekstem, geneza filmu leży w smutku, wynikającym w tym przypadku ze śmierci męża jednej z bohaterek. Oprócz doskonałego duetu Walters – Mirren, uwagę zwraca wyrazisty John Alderton znakomitym, pozbawionym łatwego sentymentu występem w roli męża Annie. (...) Cole po raz kolejny udowodnił, że ma niezwykły talent do portretowania zwykłych Angielek w niezwykłych okolicznościach. Mark Kermode, The Observer Ta genialna komedia Nigela Cole’a, według doskonałego, starannie skonstruowanego scenariusza Tima Firtha i Juliette Towhidi, akcentuje nienatrętnie pozytywne przesłanie, pełne mądrości i dowcipu. Nie przesadzono też z melodramatyzmem. Peter Bradshaw, The Guardian Gra Helen Mirren jest po prostu cudowna, pełna humoru i chwytającej za serce pasji. Jeanne Wolf, Jeanne Wolf’s Hollywood To "Goło i wesoło“ w kobiecym wydaniu! Clay Smith, Acces Hollywood "Dziewczyny z kalendarza" to czysta rozkosz, film pełen dowcipnych ripost, niezwykłych postaci, ozdobiony nadzwyczajnymi kreacjami Mirren i Walters. Neil Smith, BBCi Films Mirren i Walters zagrały doskonałe, całkowicie wiarygodne i w wielu momentach poruszające role. Gary Panton, Movie Gazette
Pobierz aplikację Filmwebu!
Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.