Bardzo spodobała mi się konwencja zestawienia ze sobą kompletnie (pozornie) niezwiązanych ze sobą historii. Niby nic je nie łączy, a jednak łączy wiele. Dla mnie każda z nich opowiadała w inny sposób, ale o tym samym- o granicach cierplwości, o wybuchaniu, o emocjach. Nieoczekiwane zwroty akcji okraszono tu dużą dozą moemntami czarnego humoru. W kilku miejsach da się usłyszeć bardzo charakterystyczną muzykę stworzoną przez samego Mistrza kreacji dźwiękiem Gustavo Santaolalla'ę co mi przywodziło w pamięci poprzednie filmy.
-1 pkt za to, że trochę moemntami film rzeczywiscie męczył (nie wiem czy to z uwagi na nielubiany przeze mnie akcent argentyński, czy z powodu przerysowania)
Aktorstwo na najwyższym poziomie. Co dla mnie ważne, żadnego aktora nie znałam wczesniej, więc wrażenia były pierwotne, więc mogłam ocenić możlwie jak najbardziej bezstronnie i najmocniej jak się da uwierzyć w historie (swóją droga nie do uwierzenia moemntami).
Dla mnie ten film to typ "love or hate". Gdy widziałam go z miesiąc temu w Madrycie, to jedni wychodzili zmieszani już w takcie filmu, inni śmieli się do rozpuku, a jeszcze inni oglądali z fascynacją małego dziecka. Ja chyba znajduję się na pograniczu drugiej i trzeciej grupy :)